No i Święta za pasem. Albo za psem, pod psem i przed psem. Żartowałem. Święta, co do których coraz powszechniej zapomniano dlaczego je w ogóle świętujemy. Inni z kolei celowo ową genezę traktują przemilczeniem bądź też odmienną, współczesną demagogią wiosenności, albo też kolejnej jakiejś bzdury. Mniejsza o to. Nadchodzą zatem te „święta wesołych jajek”, a ich wymiar transcendentny, duchowy obchodzi coraz mniejszą liczbę ludzi. Może to i dobrze – pozostaną najwierniejsi oraz najgłębsi…
Zaglądam w nasz redakcyjny tygodnik, aby się od tych myśli, przyznacie, niespecjalnie wesołych, trochę oderwać i co widzę? Jak dość popularny (w pewnych kręgach) – ponoć – (literacki) krytyk obwieszcza w komentarzu do skądinąd niezłego tekstu innego kolegi o – ni mniej ni więcej – wybitności naszej wspólnej koleżanki, robiąc tym samym, zarówno jej jak i sobie, ogromną krzywdę. Zdążyłem już poznać kilku „wybitnych” za życia, którym potem czas i historia odpłaciły z nawiązką, a owa „heroldyczna wybitność” szczęśliwie zwiastujących przyoblekła marginesem posiadania zdrowych zmysłów. Wszelkie te wybitności głoszone współczesnym przez współczesnych warte są li tylko pustego śmiechu i niestety dosłownie ośmieszają piewców oraz nieszczęsnych kandydatów (na wybitnych). Rozumiem jeszcze kiedy ktoś w natłoku zachwytu, powiedzmy, zapędzi się o słowo zbyt daleko, powiedzmy, wyrwie mu się w emocji, ale tak na zimno, na chłodno, perwersyjnie walić prosto z mostu? Niezła brawura. Godna podziwu i … no cóż, pewnego politowania, abstrahując od meritum, którego oczywiście rzecz cała tyczyła. Niestety, w tym przypadku, narusza się i powagę meritum.
I kolejny temat rozmyślań. Polska. Burza polska nie cichnie, bo i nie ucichnie. Nikomu na tym nie zależy, bo i zależeć nie będzie. Taka nasza natura, konstrukcja, mentalność. Taka nasza bajka. Wiatry wschodnio-zachodnie w tej krainie wieją nazbyt często i nazbyt rozwiewają konkret myśli wraz z ziarnami porozumienia. Jedni trąbią o końcu i upadku III RP. Inni maszerują po ulicach – Solidarni z Bolkiem, czy też innymi medialnie nakręconymi hasełkami. Normalność zeszła do podziemi rodzinno-domowych, bądź prywatnych. Ale i tam bywa różnie, bywa, że trzaska się drzwiami, albo też zawiesza spotkania z rozmowami. Dom wariatów. Słowem, nastrój przedświąteczny, w aurze wojenki polsko-polskiej. W klimatach Targowicy i podobnych skojarzeń. „Chłop żywemu nie przepuści”. Nie dopuści i nie odpuści. A potem z „czystym sumieniem” pomaszeruje do komunii świętej.
Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie …
Wesołych Świąt zatem.
I sprawa ostatnia. Bruksela. Nie zapominając o solidarności oraz żalu ze współczuciem przywołam tu słowa pewnych amerykańskich specjalistów z C.I.A., którzy byli łaskawi zauważyć żałosną wręcz skuteczność tamtejszych służb. Ich lekceważenie problemu (przed zamachami) w połączeniu z tą wszechogarniającą unijną papką poprawności politycznej zabraniającej dla przykładu aresztowania kogoś tam w godzinach od – do z uwagi na … ciszę nocną. Dawno już nie słyszałem takiego absurdu, bodaj od czasów określania krzywizny banana … Może zatem tu tkwi odpowiedź na pewien aspekt pytania dlaczego? Warto też, niejako by the way zapytać – kto następny?
Taki to konglomerat przedświątecznego splinu niosę wam w koszyku tych, być może czasami gorzkich słów … ale słów, było nie było, na wiosnę. I cieszmy się nią. Będzie bowiem, co ma być. Nic przypadkiem. Wszystko: wiosna, Święta, życie i śmierć. Niech w nas popojutrze zakwitnie jednak na przekór (śmierci właśnie) „nowe życie” wraz z … jakimś prywatnym zmartwychwstaniem. Takim, na jakie nas wewnętrznie stać, i takim w jakie jesteśmy jeszcze zdolni uwierzyć.
Bywajcie.
Życzę wszystkim naprawdę, bardzo dobrych, ciepłych i rodzinnych Świąt. Na całą resztę spuśćmy, póki co, zasłonę milczenia.