Bo jak tu na trzeźwo…
Z ogromnym zainteresowaniem przeczytałem świetny tekst Marka Wawrzkiewicza „Nasz niepowtarzalny, polski patriotyzm” i zasadniczo z tezami, przemyśleniami oraz sednem Markowego przesłania się zgadzam. Polecam Wam ten tekst zwłaszcza w dobie wojenki polsko-polskiej, w atmosferze, że tak to ujmę nadużywania słowa polskość i patriotyzm, w deformacji pojęciowo-skutkowej oraz w radosnym obcowaniu z coraz głupszym narodem zamieszkującym tereny pomiędzy Bugiem a Odrą. Jak mawiał sowiecki naukowiec widać to gołym okiem, a rechot, że mucha po wyrwaniu szóstej nogi straciła słuch niesie się gromko po naszej północnej krainie, w której upadek czytelnictwa spowodował kategoryczny imperatyw doświadczenia ze współczesnym polskim analfabetą wypasionym na kulturze obrazkowej rodem z Tytusa, Romka i Atomka. Cóż, takie czasy, taka karma i taki los. Gorsze jest lepsze. Taki świat.
Przy okazji tego tekstu naszła mnie nachalnie jeszcze jedna refleksja. Ot, taka bardziej nowoczesno-postępowa. Jak my jeszcze w czasach totalnej globalizacji i zatowarowywania całego świata jednakowymi produktami możemy mówić o czymś takim jak patriotyzm? Czym my się od siebie jeszcze jakkolwiek różnimy: spędzając czas przed tymi samymi telewizorami, karmiąc się tymi samymi obrazkami korporacyjnych propagand i konsumując takie same dobra w ramach realizacji tożsamo wytworzonych potrzeb. W dobie plastikowego homo oeconomicusa sztampowo produkowanego przez coraz bardziej jednolite przemysły edukacyjne, które nową mową poprawności społeczno-politycznej kształtują współczesnego, odmóżdżonego i podatnego na wszelki podparty naukowo przekaz publiczny.
Nasze codzienności są takie same. W Sydney, Paryżu, w Gliwicach, Warszawie, Moskwie i w Wiedniu, w Zimbabwe, Lagos, w Nowym Yorku i w Żyrardowie, w Łodzi i w Buenos Aires. Wszędzie jest tak samo. Za rogiem McDonald, pod miastem Multikino, w domu Netflix i platformy cyfrowe, wieczorem Facebook i CNN news w różnych (pozornie) zmodyfikowanych odsłonach… Praca, płaca, spłacanie kredytów, dzień po dniu, dzień jak co dzień, w weekend zakupy i odespanie zarwanych nocy z tygodnia. Maszynki samonakręcających się mechanizmów…
Patriotyzm? Naród? Polska – a gdzie to jest… a gdzie to jest w takiej rzeczywistości? W telewizorku? … No, jeśli się nic nie czyta, to chyba tam… albo na stadionie na meczu. Prawda? Nie czyta już dziś: lekarz, prawnik, premier i prezydent, nie czyta nawet nauczyciel, choć udaje, że czyta… Wszystko to – no, przepraszam, TO … zanika, kurczy się, obumiera, ginie – tożsamość, namysł, refleksja, wolna myśl … pozostaje kalkomania z obrazka, pogląd zasłyszany, papuzi rytm nakręconych słów wyuczonych byle gdzie… i jak tu się dogadać. To i się „nie gada”. Czas spędza się „aktywnie”… i tak dalej i tym podobne.
Tak sobie pomyślałem…