O myśleniu, liście płac i o sztuce, bez granic …

15 stycznia 2015

Śmieszy mnie niezmiernie, kiedy ktoś ekscytuje się publicznie ogłaszanymi tak zwanymi zarobkami innych ludzi. Świadczy to z reguły o kondycji psychicznej „podglądacza” jak i cwaniactwie publikującego takie dane, który masowość kliknięć przeczytania takiegoż artykuliku usiłuje „nabić” żerując na tak zwanych najniższych ludzkich instynktach. To takie właśnie instynkty powodują masową popularność programów telewizyjnych z cyklu „magiel” czy też wszelkiego rodzaju ekscytacje „aferami”. Bije się tę pianę, a gawiedź to łyka bez refleksji. I o to chodzi. Zastanówmy się – dlaczego?

Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Otóż jak zwykle w tym naszym zmaterializowanym świecie chodzi o biznes. O nakręcanie koniunktury na „gwiazdę”, że niby jest ona „rozchwytywana”, że to „top”, że „każdy musi”, wreszcie, że „taka jest moda”. To dość prosty marketingowo zabieg, kreowania produktu, tyleż smutny o ile dotyczy produktu artystycznego, który z natury swej produktem nie jest, albo przynajmniej być nie powinien. Kiedy się nim staje wchodzi najczęściej w obszar kiczu, jak jelonki na rykowisku. Jednak jak wiemy, kicz potrzebny jest masom.

Jest jeszcze inny aspekt wyrafinowania takiego zabiegu, a właściwie odczytania go przez odbiorcę. Otóż swego czasu Gazeta Wyborcza lubowała się w lansowaniu (gdyż tego słowa należy tu użyć) tak zwanej polskiej listy płac. Zestawiała bardzo sprytnie różnorodne zawody podając orientacyjne zarobki. Słowem dla każdego coś miłego. Szkopuł w tym, że były to z reguły zarobki warszawskie. Każdy przeciętnie inteligentny człowiek wie, że inaczej zarabia się na tym samym stanowisku (czy w pełnieniu jakiejś funkcji) w Warszawie, inaczej w Koziej Wólce, a jeszcze inaczej w Londynie. Poziom takich wynagrodzeń reguluje rynek, a mówiąc po ludzku poziom kosztów, które ponoszą ludzie, aby żyć i mieszkać w tym, a nie innym miejscu. Takie różnice funkcjonują nawet w ramach stanowisk w jednej firmie, gdzie doradca finansowy firmy konsultingowej (tej samej) zarabia na przykład 10 tysięcy w Warszawie i adekwatnie ten sam doradca we Wrocławiu zarabia 8 tysięcy wykonując dokładnie te same czynności w swej pracy. Nikt się nie burzy, nie buntuje, gdyż to w zasadzie ta sama pensja. Po odliczeniu kosztów życia zostanie tyle samo, a właściwie zapewne jeśli będzie to tyle samo to lepiej się będzie (i spokojniej) żyło temu we Wrocławiu.

Wracając do esencji tematu, należy zatem stwierdzić, że takie publikacje są bez sensu, albo mają komuś, lub czemuś służyć. Służą generalnie nakręcaniu koniunktury potrzeb. Finalnie zagonieniu ludzi do roboty. Niech pracują od świtu do nocy, aby „polepszyć sobie byt” kupując koszulkę z logo, bo kto nosi takie z Tesco – chamy i biedota. Taka narracja. Dla mas. Sztuka manipulowania masami wkroczyła dziś w fazy genialnego wyrafinowania. Spece od marketingu są jednymi z najlepiej opłacanych ludzi. Znam kilku. Zarobki miesięczne rzędu od 35 tysięcy do 60 tysięcy. Wystarczy Wam? Tyle, że te zarobki nigdy i nigdzie nie są publikowane. Szare eminencje lubią robić durni z innych, nie z siebie. Czasami warto też kaczuszkę dziennikarską rozłożyć na czynniki pierwsze i sprawdzić czy to co publikuje dany dziennikarz po przeliczeniu, podzieleniu, przemnożeniu jest w ogóle merytorycznie realne. Statystyki mają to do siebie, że oglądane pod różnym kątem znaczyć mogą co innego. Łatwy i prosty zabieg. Tylko mało kto się nad tym zastanawia. No cóż. Wiedza to potęga. I wolność …
Nie jest dana raz na zawsze. I nie jest dana każdemu.

Czasem, w tak skonstruowanym świecie i w tak pogmatwanym, należy ją sobie wywalczyć samemu… najprostszym myśleniem. Bądź też po prostu MYŚLENIEM

Kolejną stroną tego tematu – zarobki innych ludzi – jest przyjrzenie się, kogo to kręci? Mnie nie. I generalnie uważam, że normalnych ludzi to nie interesuje. Niezdrowa ekscytacja, że Tomasz Lis brał za program (za jeden!) 800 tysięcy złotych. Nie Lis jest tu problemem. Niech ma. Widać warto wydać przy takiej oglądalności, gdyż i tak się na tym zarobi. Kiedy ma się do czynienia z biznesem wszelkie kwoty przestają na człowieku robić wrażenie. Liczy się kontekst ukryty za kwotami. Liczy się skala, punkty odniesienia, wartość dodana… Liczy się cały mechanizm. Maszyneria funkcjonowania. Tylko tak dociera się i odkrywa całą prawdę o SYSTEMIE. O każdym systemie. A prawda o systemie pozwala formułować realne wnioski i oceny.
Ktoś, kiedyś, gdzieś w naukach ekonomicznych powiedział, że największą wartość stanowi INFORMACJA. Od niej wszystko się zaczyna, na niej się kończy, a bez niej nie da się istnieć. Jest jak światło.

No i teraz powinienem dojść do spraw literackich, artystycznych, twórczych. Czy obszar Literatury można przyrównywać do kwot, zarobków, całej tej machiny? Fakt, pisarz musi z czegoś żyć. Kłania się tu jednak HISTORIA LITERATURY, a właściwie biografie … jak często przymierali głodem, biedowali, wręcz żebrali. Jak często wykonywali „dla chleba” wiele innych czynności. Sztuka zawsze wymagała poświęceń. Trudno to może zrozumieć w świecie spełniania zachcianek i w świecie „enter” … ale tak jest i dziś. Z tą różnicą, że łatwiej (nawet technicznie) lansować i sprzedawać chłam i badziewie … Słynna niszowość jest polepszaniem sobie samopoczucia. Sztuka zawsze jest niszowa. Z natury. To Rzecz dla Elit. Prawdziwych elit. A prawdziwe elity nie zaglądają do garnków innych ludzi. Istnieją i czują ponad tym. I sądzę, że to normalne. Problem dziś mamy taki – elity kruszeją, nadchodzą barbarzyńcy. Często podszywając się pod elity. Udają. Farbują się. A nawet uważają się za nie nieświadomie. Cóż … Trzeba przywyknąć.

Wykorzystanie zdjęć lub tekstów bez zgody autora zabronione

Projekt i realizacja: agencja interaktywna futuresystems.pl