Coś pękło, coś się skończyło. Być może też, coś się zaczyna, jak zawsze. Natura nie zna próżni. Życie nie zna próżni. Życie się wypełnia i spełnia. Tak jak i pisanie. Pisze się dla siebie, z potrzeby siebie, z wnętrza. Jeśli pisze się inaczej, to pisze się słabo, albo też nieprzekonywująco, albo mało wiarygodnie, bez pasji, co czytelnik od razu wyczuwa, a inteligentny czytelnik wyciąga też wnioski z takiego pisania i z tego, co czyta. Pisanie i autor to jakaś jednomyślność i skojarzenie. Nie da się tego rozdzielić. Ja przecież (jako czytelnik) wiem co i jak napisze Lisicki w Do Rzeczy czy też Kurski w Wyborczej, rozpoznam styl, dogmaty, przesłanie, pazur i werwę oraz właściwą autorowi jedyną w swoim rodzaju podskórną opowieść, którą tenże snuje od swojego zarania – pisania.
Czego zatem mam dość? Środowiska literackiego. Tych wszystkich: uzurpatorów, narcyzów, potencjalnych noblistów, ogarniętych manią wielkości autorów z pogranicza grafomanii oraz wszelkiej maści literackich: pajaców, manekinów, marionetki tudzież wazeliniarzy, samooszukujących się wybitnych czytaczy swoich wierszy, gdzie czytanie prowadzi do orgazmów wielokrotnych przy mikrofonie bądź bez na opustoszałych salach łaskawie udostępnionych pokątnie i w samotności braku jakiejkolwiek publiczności. Literat to dziś człowiek o pozycji społecznej: śmieciarza, księdza, bibliotekarza, czy nie przymierzając prostytutki. Smutne lecz prawdziwe. Stąd też w tym środowisku literackim coraz więcej odpadów, ludzi przypadkowych, nie poddawanych żadnej sensownej krytyce samowydających się pseudoautorów spoza wszelkich kategorii i poziomów, ludzi nie wiadomo skąd, ludzi tak kabaretowo groteskowych, że przestaje być to śmieszne, a poczyna być żałosne.
Zatem mam dość i co dalej? Sam nie wiem. Pisać potrzebuję. Siła wyższa. Muszę przemyśleć z kim i dokąd. Dotarłem bowiem do punktu krytycznego, w którym przestaje się ściemniać i właśnie samooszukiwać się, trzeba otwarcie walnąć sobie samemu prawdę w oczy, gnojków nazwać gnojkami, omijać fałszywych proroków czy doradców, strzec się jeszcze bardziej pochlebców i iść dalej swoją drogą. Czas refleksji i przemyśleń, być może nowych dróg i decyzji. Coraz ważniejszym jest: z kim, w jakim towarzystwie, czy postać żenującego grafomana albo agresywnego fałszem propagandzisty nie brudzi nas samych i nie rzuca cienia samym współuczestnictwem na sprawę … własnego honoru? Czy uczestnictwo w jednej imprezie z bydlakiem bez skrupułów w tym jego parciu do niezasłużonych zaszczytów nie stanowi przypadkiem prostytuowania się na umór i wbrew wszelkim zasadom przyzwoitości. Czy można potem spojrzeć w lustro? Czyż to nie to samo co sytuacja, w której kogoś biją, katują i znęcają się nad słabszym, a my stoimy nie reagując? Kogo biją? Literaturę biją. Uwłaczają powadze i racji jej stanu uznając częstochowski albo i gorszy wierszyk za bóg wie co i podpierając to pseudo międzynarodowymi nigdzie niesprawdzalnymi słowami uznania. Tak się ludziom robi wodę z mózgu, zwłaszcza tym naiwniejszym. Wiecie jaką imprezę mam na myśli, wiecie kim jest ten bydlak, zarówno jak i to kim sami jesteście jeśli z tym bydlakiem uczestniczycie tu i tam. Ten brud już w was pozostanie. Tak jak ze mną pozostał w postaci skazy na sumieniu (przeszłości). Owszem, błędy się popełnia, błędy są nieuniknione, etapy w życiu również. Ja to rozumiem, czasem też wielu z współuczestników tym rozgrzeszam i sam się pocieszam, że jeszcze nie przejrzeli, nie dojrzeli, nie ujrzeli… że im łuski z oczu nie opadły, jak zwykło się mawiać.
Mam dość i co z tego? Nic z tego. Dzielę się jedynie refleksją. Jeśli ktoś nie wie kim jest bydlak, to może też i dobrze. Może sobie podstawić swojego „ulubieńca” do tej układanki. Zresztą może a priori ów bydlak to taki swoisty everyman – czyli osoba spełniająca kryteria, której z uwagi na dzisiejszą pozycję literatury namnożyło się tu i tam, na tych pustych przestrzeniach niby kultury z nicości jej braku.
Po roku milczenia na tym blogu obiecuję „poprawę” i zapraszam znów na te łamy… będą częściej zasilane refleksjami. Pozdrawiam Was wszystkich moi Drodzy Czytelnicy
Andrzej Walter, Gliwice, 21 marca 2024