Kraków, 2 XI 2016
Cześć Stary.
To nie było w porządku. To, że nas tu zostawiłeś. To stało się zbyt nagle, zbyt dramatycznie, zbyt ostro… W wierszu dla Córki Magdaleny opisałeś swoją bezsilność w wyznaczaniu dróg, a przy okazji pozostawiłeś nam kompas Twojego serca, ale to było zbyt mało, stanowczo za mało … Przecież wiem, że miałeś jeszcze tyle do powiedzenia, choć się kiedyś uparłeś w Bronowicach i oświadczyłeś przekornie, że nie masz już nic … do powiedzenia. Potem dłuższą chwilę milczałeś i był to taki – wiersz, nie-wiersz.
Chociaż, jakby się tak uważnie zastanowić, całe Twoje życie było jednym wielkim wierszem, poematem w zasadzie, zaplecionym z prozy i z poezji, złożonym ze wzlotów i z upadków, utkanym ze słów i ich intensywnych znaczeń… Byłeś odkrywcą i byłeś poszukiwaczem, byłeś piewcą i heroldem, Odyseuszem na morzu – byłeś w końcu Ojcem Poetów i ich kreatorem. Ba, nawet ich wyznawcą. Całe Twoje życie scaliło się tak mocno z życiem naszym – nas, w tyłek kopanych poetów – scaliło się ono dość namiętnie, dość ściśle i dość gruntownie. Posyłałeś nas śmiało i odważnie w eter radiowych fal oraz w przedziwny, skomplikowany, rozedrgany świat poetyckiej bohemy.
Dlaczego nam to zrobiłeś? I dlaczego nas teraz zostawiłeś?
To nie jest fair.
Ta drabina nie prowadzi wcale do raju. Nie prowadzi też do piekieł, nie ma wielu szczebli, a wiele jest mocno spróchniałych. Często, już dziś bez kompasu Twojego serca, spadamy z niej na zbity pysk i obserwujemy z dołu ten teatr: uzurpatorów, hochsztaplerów i maniaków, którzy chcą nas po prostu skonsumować. Bez popijania, na sucho, brutalnie, banalnie – rozszarpać nas na strzępy tak jak codzienne życie nas każdego dnia rozszarpuje, rozdziera, gasi. A Ty? A Ty co? Masz już Tam spokój? Masz pachnące łąki ukojenia oraz ponętne łany metafor, których piękno jest iście porażające? Wiem, że mi na to dziś nie odpowiesz. Choć odpowiedź oczywiście znasz.
Jednocześnie wiem też, że odpowiadałeś na to dzień po dniu, audycja po audycji, spotkanie po spotkaniu, zdjęcie po zdjęciu… noc za nocą i dzień za dniem – wydarzenie, po wydarzeniu. Bo żyłeś ostro, wyraźnie, intensywnie. Owszem – gorzko, biednie, z własnego wyboru, z poczuciem trudnej misji, ale też i z wiarą w sens słów, w radość przyjaźni, w pociechę poezją. I czasem miałeś dość. Jak my wszyscy. Tak, miałeś czasem, a może nawet często, serdecznie tego wszystkiego dość: tego całego bagna, tego pozornie animowanego teatru cieni, tych układzików, gierek, podgryzań, zawiści – tych, nazwijmy rzecz po imieniu – niegodziwości, tych ukąszeń tego mikroświatka ludzi literatury.
Ale, wiem też o tym na pewno, pomimo tej małości zawsze w literaturę wierzyłeś – wierzyłeś w jej potężną moc, w jej urok i jej magnetyzm. Godzenie tych przeciwieństw, tych jakby jaskrawych paradoksów wymiaru sztuki, to było właśnie esencją pchania wspólnie tego wózka nazwanego poezją. Nauczyłeś mnie godzić się z ową syzyfowością naszej drogi. Nauczyłeś, że każdy rodzi się poetą, choć nie każdy pisze wiersze, a nawet przewrotnie tak wielu je dziś pisze, że nie każdy jest poetą. Prowokowałeś, błądziłeś, wspierałeś … żyłeś. A to było ważne i potrzebne Życie, Bycie i unoszenie się … Lewitacja ponad złem.
A wiesz co? Hanka będzie miała w Brzozowie swoją ulicę. Wyobrażasz to sobie? Ulica Anny Kajtochowej… A może i w przyszłości (bliższej czy dalszej) Ulica Ryszarda Rodzika (w Krakowie, albo choć w Wieliczce?)? To byłoby przecież coś, nieprawda? Coś co Ci się od tego banalnego świata należy. Ale to nie załatwi Sprawy, to nie zaleczy rany, nie ugasi tęsknoty. Bo wiesz Rysiek, w tym świecie (pełnym przecież skurwysynów, ale i pełnym poetów) brakuje Cię tu dziś jak cholera. Brakuje Cię tu dziś tak, że aż człowiek ma ochotę się upić, że aż chce wulgarnie kląć nie godząc się z tym bezmyślnym wyrokiem losu. Bo przecież może to też była jakoś tam nasza wina … że już Cię tu dziś nie ma.
Wybacz nam.
Ale wiesz Stary… My, żyjemy dalej, piszemy te nasze pożal się Boże strofy i stroszymy się w te pożal się Boże skrzydła, które zapomniały o Dedalu. Które są takie inne, takie martwe i takie niepełne. Które zapomniały o zbyt wielu ważnych sprawach. Które są bez Ciebie bezdomne. Które nauczyłeś lecieć, tylko zapomniałeś powiedzieć dokąd … a może zrobiłeś to celowo. Ktoś z nas doleci do mety i spotkamy się znowu. Napiszemy wtedy wiersz, wypijemy wódkę, pogadamy o deszczu, wieszczu i zgliszczu … Bo w zgliszczach i popiołach rodzą się przecież bezimienne Feniksy i lecą potem do gwiazd tak jak i Ty poleciałeś. Czekaj tam na nas, bo na pewno już wkrótce znów się spotkamy.
podpisano – jeden z Twoich licznych śladów
przyjaciel
A. W.