Jak brzmi dzisiaj „głos pokolenia”? Czy młodzi mają coś do powiedzenia? Czy są jedynie trybem w maszynie coraz szybciej pędzącej współczesności? Czy są mocno „poza nawiasem”, czy ich głos, to jedynie antysystemowa pieśń przeciwko czemuś, czego sami jasno nie identyfikują i nie określają, a może ich „głos” to tylko hasła, miotanie się w sieci, która pochłania już praktycznie wszystko? To są dziś najważniejsze pytania. Ten „głos” się bowiem niesie gigantycznie rozproszony – krzyczą nie tylko młodzi. Lęk towarzyszy zarówno pięćdziesięciolatkom jak i dwudziestolatkom. Machina świata, ten enigmatyczny „system” rozplenił się wraz z postępem na każdą dziedzinę naszej egzystencji. Uwiera. Przytłacza. Wciąga. Atomizuje. Niszczy i wykorzenia z człowieka … człowieka.
Niby – wszystko już było, ale czy owo „wszystko” nie jest przypadkiem pojęciem abstrakcyjnym, stworzonym na potrzeby czasów, pączkującym na organizmie zakażonym wirusem utylitaryzmu oraz chaosu? Wszystko to jest nic. Nie ma czegoś takiego jak „wszystko”. Jesteśmy – Ty i ja – oraz pojęcia odwieczne: wiara, nadzieja, miłość … piękno, brzydota – dobro i zło – sumienie oraz emocje. Co zatem warto ocalić?
Może tylko emocje – oby to były własne emocje. Niesterowalne, autonomiczne, wewnętrzne i prawdziwe emocje z samych siebie. Nie z informacji: medialnej, publicznej, powstającej gdzieś na łączach i w sieci. Emocje natury i emocje swojego „ja”. Emocje z lektur, przeżyć, prawdziwego życia – a nie emocje z plastiku. Wzniecane hurtowo dla czyichś celów. A może system wymknął się nam spod kontroli? Postęp zrównał się z edukacyjną produkcją rzesz i zastępów dobrze opłaconych niewolników? Albo i nawet tych gorzej opłaconych – wymiernie odpowiadających zapotrzebowaniu tej maszynerii? Zgroza? Nie – diagnoza.
Żyjmy – nikt nie woła …