Ciągłe narzekania? Frustracje, malkontenctwo? Czy walka „o sprawę”? I o jaką sprawę? Sprawy wielkie, tudzież i wszelkie przecież już upadły. I nie ma sprawy. Nie ma już Sprawy. Bądź Sprawa jest już passe. Wysłużyła się i zdechła. Wala się na śmietniku. Na śmietniku historii, histerii i wszelkich zdeprecjonowanych serii.
Wielu nas, a jakby nikogo nie było.
W tym bałaganie jest metoda. Metoda na teorię bałaganu. Zabałaganiło nam się państwo, społeczeństwo, jednostki, zbiorowości i indywidualności, aby nie rzec indywidua. Bałagan jest celem samym w sobie. Dno bowiem czyni niewidzialnym, jak mętna woda, jak relatywizm metodyczny, jak ładnie brzmiące statystyki zaprzęgane w myśl tej idei, bądź też innej, albo jeszcze następnej. Za wyjątkiem złudzenia anonimowości.
Wolność mega store.
Idea spółka akcyjna – na giełdę z nią. Kupiłem sto idei, sprzedałem dwieście. Ich wartości lecą „na pysk”. A świat patrzy z rozdziawioną paszczą. Z paszczą? Świat nie ma paszczy. Jedynie odbyt. Choć i to może nie być prawdą. Świat może mieć przecież maskę. Tysiące lat wykazało, że jest to skuteczne. Mało szlachetne, ale popłatne. Gnilne, lecz pozycją kwitnące. Maska jest jak dno. Tyle, że czyni widzialnym, a dziś przecież głównie o to chodzi. Ja mówię pas.
Nie nadaję się do tej bajki. Do Sprawy. Do dna. Do masek. Do pseudo-wolności bez wolności. Wolności bowiem już nie ma w nas. Jest reglamentowana i poddana handlowi wymiennemu pustka. Jest jak idea – na sprzedaż. Kto zapłaci, ten nią włada. Kto powtarza sto razy tezę, aż do uwierzenia w cokolwiek…
Ma jeszcze ten świat – na szczęście – enklawy, nisze, jamy, jaskinie. Pozostałości i resztki ludzi myślących. Ich oddalenie, dywersyfikacja i uwikłanie może być sieciowo, że się tak wyrażę, niwelowane, a komunikacyjnie pozwala umówić się na spotkania, na dyskusję, na wymianę myśli. To zawsze coś wnosi, coś unaocznia, coś zmienia. Stanowi impuls na przekór codzienności. Tacy ludzie są wszędzie, tylko należy ich szukać, i mieć to szczęście, aby ich odnajdywać. A że ich głos nie brzmi? Że ich głos doszczętnie wyciszono? Że wymazano ich z map ludzkości. Ponoć, to przejściowe. I obyście mieli słuszność
Czyli, że co? Ludzie dla ludzi? O co ci Walter, chodzi. Chodzi o to, o to chodzi, żeby w tym gównie made in Teraz, żeby nie zaśmierdnąć. Żeby przeżyć, żeby przetrwać, żeby się nie skurwić, żeby nadal wierzyć, żeby czuć … ale żeby, to, to się mogło wydarzyć – trzeba sobie uświadomić. Określić sobie trzeba, co, jest czym. Nazwać trzeba. Myśleć trzeba. A kiedy tak patrzę na mijanych ludzi, mam wrażenie, że nieprzyzwyczajonym … myślenie szkodzi.
Po co to wszystko piszę? Nie wiem. Hasło „myślę, więc jestem” poczyniło ostatnio ogromny postęp ewolucyjny, a może wręcz otarło się o brakujące ogniwo? Na jednym z plakatów wyborczych dosyć znanego lekarza ktoś napisał sprayem: „Biorę, więc jestem”. Zadziwiające. Może oto ja – piszę, więc jestem. A może: czytam, więc jestem? Jakiż to potencjał w tej sentencji? Nieprawdaż?
Myślę, że hasłem przewodnim naszych czasów powinno być:
JESTEM, WIĘC JESTEM (nawet, jak mnie nie ma)
Ach. I tym optymistycznym akcentem kończę biadolenie. Enter. A teraz uciekam już, bo mi się helołin skończy …