Pojawił się nam nowy kandydat do nagrody Nobla z dziedziny ekonomii. To Leszek Żuliński – fenomen praw i procesów ekonomicznych. Na swoim blogu napisał:
„Ostatnimi czasy szaleje w internecie kilku „ekonomistów”, którzy chcą zaprzeczyć prawom ekonomii. Domagają się oni także szczególnych działań mecenackich na rzecz środowiska literackiego. Owszem, Ministerstwo Kultury mogłoby pomyśleć, co w tej kwestii zrobić. Ale może niewiele. Też się wściekam, że minister Zdrojewski daje 200 mln zł na Świątynię Opatrzności Bożej, a nie na twórczość artystyczną. Miejmy nadzieję, że się opamięta. Ale byłbym przeciwny, gdyby te pieniądze miał porozdawać poetom.”
Ciężko spokojnie wyczytywać te piramidalne brednie. Nasz pseudo znawca praw ekonomii nie ma pojęcia, nawet zielonego, o tych prawach, a z Gazety ich raczej nie przyswoi. Żal, że z taką powagą oraz pewnością te bzdury wypisuje, a podobni jemu ekonomiczni znawcy toto czytają.
Nasz fenomen setny raz z maniakalnym uporem powtarza mantrę, że Wydawca to producent. Zacytuję, tę iście wybiórczą i w swej pewności – marksistowską wiedzę:
„Wydawca jest producentem jak każdy inny i produkuje dla zysku, nie dla straty.”
Cóż za rewelacja – doprawdy. Epokowe odkrycie niczym Archimedes, wyskakujący z wanny i krzyczący – eureka!
Skoro zatem wydawca jest producentem, to zapytam JAK? ??? podkreślę – JAK? W RAMACH RYNKU SILNEJ KONKURENCJI MOŻE SPRZEDAĆ SWÓJ PRODUKT?
Otóż może go sprzedać tylko wtedy, kiedy ZAINWESTUJE adekwatne środki w reklamę i informację o tym produkcie. Słynne 4 x P mister Żuliński. Product-place-price-promotion. Właściwy produkt, we właściwym miejscu, po właściwej cenie i sensownie wypromowany. Wiem, że to już – mister Ż – wyższa szkoła jazdy i gubimy się. Wyjaśnię. Musimy tu wniknąć w filozofię co było pierwsze – jajko czy kura? Nadąża pan? Otóż, jak wiemy, ten proces jest mało wyjaśnialny. W naukach humanistycznych. Niestety nie w ekonomii. Tu jest bardzo prosto. Mamy PRODUKT- WYTWÓR (przy okazji tu – i autora) i mamy TOTO SPRZEDAĆ. Musimy wtłoczyć klientowi do głowy – KUP ! Schody pojawiają się kiedy produkt jest marny, albo masom nie sprzyja – za trudny czy za nudny. CO ROBIĆ? Nooo. Tu trzeba zainwestować więcej. Zatem wykładamy 100 000 złotych i z Żulińskiego robimy wieszcza narodowego. Puszczamy to w telewizorku i – zapewniam – mamy SUKCES. Mamy wieszcza, mamy fun, mamy sprzedaż… Jeśli chcemy podkręcić atmosferkę robimy jeszcze jakiś SKANDALIK. To dodaje smaczku i jest narzędziem WSPARCIA zainwestowanych środków. Wiem, że mister Ż tego nie pojął, gdyż to wynika z jego tekstu. Cóż. To trzeba czuć. Na tej zasadzie produkt gorszy (masowy) wypiera lepszy. Stąd nazwiska wymienione przez jaśnie pana krytyka, to marni autorzy, czasem nudni, czasem średni, generalnie wylansowani. Tam zadziałało nie kryterium literackie, merytoryczne, ale ekonomiczne. Dzisiejszy masowy odbiorca jest mało wymagający. Stąd Masłowskie, Dehnele i inne gwiazdeczki. Twardoch sam powiedział, że chciał już rzucić pisarstwo, ale …. W końcu zrobiono z niego celebrytę I SIĘ SPRZEDAŁO. Narzędziem wsparcia były: Nagroda Salonowa, media plus skandalik – „pierdol się Polsko”. Proste? Jak widać nie dla wszystkich.
Zakładam, że w przypadku naszego „wieszcza” 100 000 mogłoby nie wystarczyć. Wtedy sięgamy po następne 100 bądź 300 tysięcy i dalej. Uprzednio robimy badania marketingowe. Jakiego wieszcza sobie życzy konsument? Może ten wieszcz na nowy wiek musi być bardziej sexy? Czystszy i świeższy. Wtedy, cóż, mamy problem. Houston – mamy problem! Musimy wtedy PRZEKONAĆ konsumenta, że wieszcz … to wieszcz. A może i przekonać po cóż nam w ogóle wieszcz. I tak dalej i tym podobne. Choć zapewniam nie takie proste jak wypisywanie bredni na blogu … To jest potężny biznes. O którym wieszcz pojęcia nie ma, bo skąd.
Co do dalszej TEZY Żulińskiego – a propos domagania się mecenatu…
Trzeba machnąć ręką. W tym kraju nic się nie da zrobić. Kraje Zachodu są świadome takiego mecenatu i dlatego jeszcze istnieją. My już istnieć nie chcemy, większość kraju sprzedana, zatem CZEGO TU BRONIĆ I CO TU WSPIERAĆ. Temat rzeka i z takim pożytecznymi idiotami niewiele da się zbudować. A tych pożytecznych idiotów całe zastępy. Zarówno w polityce jak i kulturze. Teraz jest czas stadionów – nie księgarń czy bibliotek. Warto by też parę kałachów kupić i zapasy na zimę …