Podróże mogą być różne. Możemy kupić bilet lotniczy i wybrać się do Argentyny, a możemy też kupić książkę i wybrać się pod lipę. Możemy wędrować wśród traw, a możemy też przedzierać się przez karty ksiąg, książek i książeczek. No właśnie – wszystko jest kwestią otwartości umysłu. Nie chodzi tu o pieniądze, nie chodzi o miejsca, nie chodzi o tęsknoty … chodzi o mentalność. Przed nami wakacje. I zachęcam – zróbmy sobie te wakacje. Wakacje od brudu codzienności. Wakacje od wiecznych zmagań i wiru każdego dnia, w którym żyjemy „od sprawy do sprawy”, od świtu do zmierzchu, od zadania do zadania. Owa „otwartość umysłu” może nas tylko uratować. I odciągnąć od narastającego absurdu „a to Polska właśnie”. Rozejrzyjmy się…
W sumie jakie mamy wyjście. Proponuję porządną lekturę. Ona zawsze koi zmysły. A i do myślenia pobudzi. Jeśli coś z myśliciela jeszcze w nas pozostało.
Czytałem właśnie świetną książkę, którą mogę wam z powodzeniem polecić na wakacje – na czas ogórkowy, słodki i wyjątkowy, na czas lżejszych „obrotów” i czas zatrzymania waszych stutonowych walców, którymi rozjeżdżacie rzeczywistość. Ileż można się kopać z koniem? Jaka to książka? A nie powiem Wam, póki co. Właściwie czytałem dwie znakomite książki – obydwie o wojnie. O tej strasznej wojnie bałkańskiej z początku lat 90-tych. A dziś? Dziś mamy, to co mamy … może na własne życzenie… – odsyłam do tekstu blogowego Leszka Żulińskiego z 11 lipca – doprawdy świetny – „Inter arma”. Zgadzam się z nim w pełni. Nawet uważam, że to jest właśnie temat do debaty na dziś. Debaty intelektualistów. O przyszłości… ale nie tylko.