Jak wiadomo należę do Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich. Bardzo sobie cenię, że … póki co, jeszcze jesteśmy i jeszcze żyjemy – parafrazując jakąś, gdzieś tam, zasłyszaną piosenkę. Uważam, że nasze przyjacielskie (często) stosunki, relacje i kontakty należy pielęgnować i kultywować (wręcz) … Bardzo wiele w tym zakresie robi obecna Pani Prezes Oddziału – Magda Węgrzynowicz-Plichta (którą uważam prywatnie za literackiego Przyjaciela i pokrewną duszę), a wielu członków, pisarzy i poetów – dzielnie sekunduje i pomaga. Magda oprócz gigantycznej pracy i gigantycznej aktywności jest dobrą poetką i szlachetnym człowiekiem. Jako taka doskonale rozumie czym jest dla świata i dla poezji pamięć o poetach, których wśród nas już nie ma. Z tej drugiej strony tęczy umacnia nas ich twórczość, teraz poddana już etapowi weryfikacji czasem i pamięcią, oraz umacniają nas właśnie wspomnienia, rozrzewnienia i przywoływane chwile, spotkania, sytuacje. Im więcej tego tym więcej nas. Tym bardziej jesteśmy świadomi i prawdziwi. Cóż z tego skoro razi mnie i zastanawia niezrozumiały opór niektórych pozostałych – aspołecznych członków Oddziału. Tacy też są. Właściwie owa aspołeczność przejawia się różnorako. Często przechodzi w obojętność, milczenie i niechęć w uczestnictwie, a często też objawia się dla przykładu pewnego rodzaju swoistym lenistwem. Tak, tak. Lenistwem. Doświadczyliśmy tego ostatnio chcąc zebrać pewne materiały. Materiały właśnie dotyczące wieczorów, że się tak wyrażę pamięci, aby je uatrakcyjnić, ożywić i upiększyć. Zadziwia mnie taki opór, w tym akurat temacie… przecież Ci oporni też kiedyś … by chcieli… choć, … może i nie…
Zatem podsumowując jest tak – kilka osób się stara, wysila, pracuje, a wielu innych chętnie konsumuje tę pracę, kiedy im to pasuje i kiedy otrzymują – z ich perspektywy – (bez)wysiłkowo jakieś korzyści. Kiedy jednak trzeba się wysilić, coś zrobić … i zaznaczmy tu, podkreślmy dobitnie, nic takiego wielkiego – po prostu coś z siebie dać w postaci maila, fotografii zeskanowanej, czy innej rzeczy „dla kogoś”, dla Sprawy – to już wszyscy czmychają gdzie pieprz rośnie i szukaj wiatru w polu. Wiem, że to cecha nie tylko naszych Koleżanek i Kolegów. To generalnie – cecha Polaków, którzy tak zostali stłamszeni 45 latami komuny, że przez kolejnych 25 nie potrafią stworzyć tak zwanego społeczeństwa obywatelskiego. Aktywność idealistów rozbija się o mury przez takich aspołeczników stawiane i utrudnia, oj jakże utrudnia ten żywot. No i, niestety, nie czyni świata lepszym ani przyjemniejszym. Warto się nad tym zadumać … Tak po prostu. Jak w anegdocie o pewnym chcącym zmienić świat. Ktoś mu powiedział – bracie, zanim zmienisz Świat, najpierw zmień koniak, którym częstujesz gości w swoim lokalu… Zgoda. Wszyscy powinniśmy zacząć „od siebie”. Co robić jednak, kiedy się – mimo wszystko – coś robi, a inni – zero, bierność, obojętność, by nie rzec – apatia. Jak nimi wstrząsnąć? Jak do nich dotrzeć, przekonać, zaangażować, wciągnąć? Nie wiem. Smutne to trochę. Tym bardziej cieszmy się tym … co jest. Po nas? No, cóż, może być – przy takiej postawie – tylko gorzej… Ale i potopu po nas raczej nie będzie. Jakoś tak, podskórnie, wierzę jednak w: młodych, młodość i ich zapał wraz z aktywnością czy siłą woli. Czy przyniesie tej woli triumf – pażywiom uwidim jak mawiali starożytni Indianie …