Wiwat Gała

20 lipca 2014

All that we see or seem
is but a dream within a dream …
Edgar Allan Poe

Wszystko co widzialne albo nam się wydaje
być może jest tylko snem we śnie …

Niełatwo jest pisać o wierszach, których podmiot liryczny odbiega diametralnie od mojej wiary, nadziei oraz miłości. Ciężko jest unieść wizje bądź rozszyfrować ukryte kody, a najciężej chyba wniknąć sobą w cały hermetyczny mikroświat pytań zawartych w tomie takich wierszy, które wbrew temu wszystkiemu wypalają w głowie niezatarty ślad. Ostro zagnieżdżają się w świadomości. Jątrzą, pulsują i każą hen, ku sobie wracać, jak wraca się w miejsca, gdzie działa coś spoza oczywistości naszego bytu. Właściwie tu nawet nie chodzi o komplikację zebrania myśli, ile bardziej o potrzebę ich wyrażenia o istocie takich wierszy – wierszy jakże ważnych …

Z takim jednak tomem poezji mamy właśnie do czynienia trzymając w rękach najnowszy zbiór wierszy Henryka Gały zatytułowany „Złudzenia ontyczne”. Już sama okładka autorstwa łomżyńskiego artysty Stanisława Kędzielawskiego wywołuje we mnie skojarzenie z Markiem Chagallem, a w zasadzie jego poszukiwaniem nowego określenia przestrzeni. Znakomicie wpisuje się ona w zawartość, a być może jest jakimś odzwierciedleniem spraw, które za moment poruszymy. Poezja bowiem to życie. W pisaniu o niej nie wolno ograniczać się do danego dzieła, lecz często bardziej do problemów, którymi się zajmuje; do całej perspektywy widzenia oraz odczuwalnych kontekstów, odniesień i przesłań. Utwór zakończony poczyna żyć własnym życiem i wpływa na życie odbiorcy. To jakby literackie prawo natury i dajmy się w nim zatracić.

Nie dostałem tego tomu od Autora. Dostałem go od wspólnego Przyjaciela, słowem – los tak chciał – a w terminologii środowiskowej „zabrałem go sobie sam”. Jednak jego intelektualna prowokacja nie pozwala się wyzwolić myślom, które pachną wciąż filozoficzno-mentalnym pejzażem, w który Autor usiłuje nas zabrać nawet gwałtem. Mocno i świadomie ociera się też o kpinę, ironię oraz pewnego rodzaju cynizm racjonalisty na progu nowego wieku, acz z bagażem doświadczeń i przemyśleń człowieka dojrzałego. To Jego dwudziesta książka poetycka – cóż za wytrawny jubileusz …

Siedziałem wczoraj w poczekalni lekarskiej i korzystając z czasu skazańca, któryś już raz wczytywałem się w Henryka złudzenia, które nazwał przewrotnie ontycznymi, a które są jakoby naszymi wspólnymi złudzeniami – moimi, twoimi oraz są jednakowoż … Ich złudzeniami. Ich – wszystkich, każdego i nikogo, a właściwie świadomego człowieka Oświecenia zwielokrotnionego do człowieka post- wraz z człowiekiem next- , czyli indywiduum wieku obecnego – rozpostartych pomiędzy punktem „A” i punktem „Y” swojego, jakże kruchego, życia. Gała chce jednocześnie objąć los swój, a może i mój, może Twój, i chce zespolić to wszystko z losem uniwersum, a nawet losem Boga. Chce tytanicznie ogarnąć zagadkowe Wszystko, … nie dając nic w zamian. Może garść pytań. Swoistą filozoficzną opowieść. Posmak popiołu. Trochę żalu z miksturą (jednak) spełnienia wymieszanym z emocjami, radością i upadaniem – wszystkim znów tym, we właściwej strukturalnie kolejności, przed naszym Wielkim (niewiadomym) Końcem. Tyle, że ten koniec nie jest u Gały żadnym Początkiem. A to boli. Boli jak diabli. Boli dojmująco i trzeba ów ból: obłaskawić, okiełznać, ujarzmić.

Czy zatem nie wydaje się w tym świetle zasadne powrócić do Edgara Allana Poe i zapytać: czy wszystko co widzimy, albo nam się wydaje, że widzimy, nie jest tylko snem we śnie? Pytanie (albo tak usankcjonowana teza) tego amerykańskiego romantyka chodzi za mną od wczesnego dzieciństwa, a lektura jego poezji i prozy kształtowała to czym jestem obecnie, czyli … tak naprawdę wciąż nie wiem kim. Choć gwoli wyjaśnienia, jeśli ktoś inny o sobie uważa, że wie – szczerze gratuluję…

Henryk obudził uśpione demony, powołał znów do życia to zasadnicze pytanie – dlaczego? Dlaczego jesteśmy, dlaczego rodzimy się, umieramy, trwamy i dlaczego … czasami boli …
Boleć przecież musi. Zdumiewać musi. Tak się bowiem rodzi czucie i wiara. Wiara w co? Pyta Gała… i niestety odpowiada sam sobie (i nam też odpowiada) – w mędrca szkiełko i oko. A może się mylę? Może kamuflaż tej poezji jest o wiele większy niż założyłem? Może Autor tylko prowokuje jak czyniło to przed nim wielu? Nie dowiemy się tego nigdy i jak mniemam dowiadywać się nie musimy. Wystarczy samo zdumienie, przestrzeń pomiędzy słowami, jakieś punktowe złudzenie, nawet „ontyczne”, które zaprowadzi nas w samo jądro tej poezji.

Złudzenie ontyczne – „R.w.”

Równoległość wszechświatów
z dziecięcej wiary w powtarzalność
wszystkiego

Pierścienie czasu,
spiralne loki jedynego,
przymierzane przed lustrem młodości

I to, że się kręci dynamo ogniste
pod naszymi stopami i nad głową
Że
wywołuje zdumienie
i że nie wie nikt,
co w tym jest złudzeniem.

Kiedy gwiazdy patrzą na nas, a my spoglądamy na gwiazdy jest w nas wielka, przejmująca i niczym nie wytłumaczalna cisza. To cisza ciszy, („cisza taka, że nie zasypiasz”), cisza duszy, w którą być może Gała nie wierzy, jak i nie wierzy w Boga (tego z dużej litery w jego języku) (z Wiersza o niewysłanym liście do Bertranda Russella), czy też w boga (z małej litery) jako protezę twojego, mojego czy kogokolwiek innego mózgu z wiersza „Metaprotezki” … Ta cisza jest jednak ciszą indywidualną, jak i indywidualne jest każdego poety wadzenie się z tymże Bogiem. Albo i z bogami. Bowiem dzielimy się na tych, którzy wierzą w Coś albo nie wierzą w Nic (czy może lepiej to ująć, że właśnie wierzą w Nic). Tylko, że Nic przybiera bardzo różne obrazy, wyrazy, znaczenia. Nic, w zasadzie nie istnieje gnieżdżąc się w naszej świadomości. Nic to pojęcie puste – proteza nauki. Nic jest krzykiem rozpaczy, albo permanentnym buntem wobec Milczenia. (milczenia Boga- odwiecznego ponoć milczenia). Coś również nie istnieje – z perspektyw Mędrca, jednak COŚ jest wyrazem nadziei. Nadziei wpisanej w nieskończoność. Czy nieskończoność jest faktem? Czy tylko pojęciem, ułomną protezą rzeczywistości? Wymiarem tyleż abstrakcyjnym, co po prostu niepoznawalnym, matematycznym i niczym poza tym? A może jednak nie? Kto ma słuszność – Gała czy Walter? A może żaden z nas … tak by chyba było najprościej.

Nie będę się narzucał tu ze swoją wiarą, małą iskierką, nad której rozpaleniem pracowałem całe życie. Ogień już płonie, a skoro każdy skutek ma swoją przyczynę nie potrafię inaczej. Nie chcę inaczej. Gała, w tej swojej ambiwalentnie przedstawionej Historii prowokuje jednakże do ważnych pytań, do najistotniejszych wątpliwości, do myślenia i przemyślenia samego siebie w kontekście drogi przebytej i tej jeszcze do przebycia, drogi zastanej i tej już odległej. Drogi jako takiej, której Jego meandry zawiodły do gniazda nad Narwią i tam pozwoliły pokochać – miejsca i ludzi. Oraz „księżyc, ten codzienny, z małej litery, ale za to taki, że szoruje o drzewa” …

Co pisać, nie wiem
Gapię się w dolinę,
gdzie ciemnieje zieleń
Błękit rzeki szuka,
by odbić ją w niebie
Nie wiem, ale też i więcej
– wreszcie nie chce mi się wiedzieć.

Co takiego jest w naszym czasie – w naszym „szczęśliwie panującym” XXI wieku, że wielce zastanawia mnie zbieżność naszych stanów świadomości? (pomimo odmiennych atrybutów wiary)? To zbieżność odczuć ludzi innych pokoleń (choćby pokolenie Autora i moje pokolenie), innych etapów życia, trwania w nim, ludzi, którzy chowają się (bądź chcieliby się schować) do swej ślimaczej muszli i … wreszcie nie chcieć wiedzieć … Bo czyż musimy wiedzieć? Co my w ogóle, tak naprawdę musimy w tym obrzydliwie toczącym się w zawrotnym tempem świecie? Komu chcemy cokolwiek udowodnić? Czyż nie przypadkiem samemu sobie?

Odpowiedzi właśnie na takie pytania jątrzą w arcyciekawym tomie Henryka Gały. Postawa. Estetyczna prowokacja to Świadectwo, które nam daje, ukazuje zaledwie strzęp, wycinek Jego najgłębszej prawdy, ale przedstawia też bardzo wiele o tym kim jest człowiek obecnego wieku, jakie są jego rozterki, kiedy już wiele Drogi przeszedł. Kiedy odczuł chwile małe i chwile wielkie, tryumfy i porażki, radości i smutki, by w końcu zaczerpnąć ze źródeł prawdziwej wolności. Wolność ta – być może zwana wolnością twórczą (albo również obecnie propagowaną wolnością od w miejsce wolności do) – też bywa złudzeniem. Jak wszystko co nas otacza. Człowiek, który Tu (na ten świat) przychodzi zawsze mówi – To nie może być prawda.
– A cóż to jest, Prawda?

Właściwie tomik Henryka Gały – „Złudzenia ontyczne” jest zbiorem wierszy przejmująco smutnym. Wyznając swoją Prawdę Gała kończy – „Nic więcej” i podkreśla – Nie ma nic więcej … Na szczęście mnie nie przekonał. Może nawet utwierdził w tym, co widziałem na własne oczy, albo odczułem we własnym życiu. Jest Coś więcej Henryku. Musi być. Jednak siła tych wierszy tkwi w zawartości – nie w końcu, czy w początku. W wytrawności kształtowania słów. W sensualnym modelowaniu metafor tryskających jakby z głębi naszego człowieczeństwa. Tu wyzwala się potężna moc. „Gdziekolwiek jesteś.”

w pańskiej pracy „złudzenia ontyczne”
nie godzę się z tak ujętym rozumem
który zanika dziś interferencji znaczeń
a każdy odkrywca kusi widza jakąś teorią bezwzględności
obaloną poziomkową metaforą
albo małą wódką z przyjacielem
w barze słów zamkniętych
pocieszeń wyroków
każdy nobel umiera naturalnie
zastępowany nowym uniesieniem czy
różą bez kolców
hodowaną nowocześnie
z czarnym kwiatostanem

byłem już w tym krótkim życiu
końcem byłem początkiem a kiedy prosiłem
stawało się
kto tam wie dlaczego …
od kiedy zanurzam dłoń w cudach
wszystkie są zwyczajne
jak nowotwór obrazu w naszych jaskiniach

może to pełnia czasów
a może iskra
zdumienia – przypadku braku
przypadku
że przed wielkim wybuchem
nie mogło być jedynie
pustki

c.b.d.u. (co było do udowodnienia)

A.Walter – Wiersz o niewysłanym liście do Henryka Gały

„Złudzenia ontyczne” podzielił Autor na części trzy. Najpierw łagodnie nas wprowadza w krainę stanu ducha, potem ostro, metafizycznie, bez trzymania, przechodzi w sedno refleksji, aby w części ostatniej przynieść „Pocieszenie z Narwi”. To jednak tylko kolejne złudzenie. Nie ma żadnego pocieszenia i nigdy nie będzie.

„i nie ma nic nikt do tego, że właśnie wpada ci w oko, (…) poranek dnia dzisiejszego (…)”

Tak oto w tych wierszach odnajdziemy wiele mądrości pierwotnej, autonomicznej, jakby krwią podpisanej, własnym przeżyciem, doznaniem, a jednocześnie ujętej tak dojmująco jak na przykład stwierdzenie – „żadna zaczęta wojna, nigdy nie jest skończona”. Otóż to. Gdyby tak zestawić od początku Dziejów wszystkie wojny tego świata, to mamy odpowiedź – nie bezpośrednią – dlaczego ów świat jest, jaki jest. Dlaczego krwawi, rodząc się w dziecięcym pokoju, a kończąc w berlińskim bunkrze, nad którym stoi dziś turystyczny market, dlaczego umiera na naszych oczach zdolność empatii, kastruje się idee zastępując śmietnikiem, modeluje się masy na obraz i podobieństwo człowieka z plastiku. Jednorazowego.

Narosły w nas całe warstwy wojen, wojen ojców, wojen przodków, wojen człowieka z człowiekiem, poglądu z poglądem, bogatego z biednym i żądnego władzy z pokornym czy nawet głupiego z mądrym. W zasadzie człowiek cały składa się z wojny, którą toczy ze światem od urodzenia i im bardziej ten świat go od zarania niszczy, tym bardziej on chce ten świat potem podpalić. Wojny wewnętrzne i wojny zewnętrzne. Rabunkowe i obronne. Niby to takie proste, ale też jakie złożone. Jak pogmatwane i skomplikowane jest samo to Życie, a zwłaszcza jego Sens. „Ten szczupły chłopiec siedzący za szybą kawiarni (…) dlaczego jestem – wykrzykuje w myślach”. I chciałby się skomentować – pytanie podstawowe, elementarne, właściwie organiczne, ale jak ciężkie i zarazem jak plastycznie postawione.

Rozmowy z samym sobą, karkołomne konstrukcje myślowe, bunt i łagodność wobec Czasu, poszukiwanie odosobnień i bolesność tej jakże nieudanej – przemijalności – to wszystko odnajdziemy w wierszach Gały. Złudzenia się w nas spotęgują, ale czyż nie jest tak, że są one dla nas jak tlen, jak reanimacja istnienia, jak nieodzowność, tabletka z krzyżykiem na migrenę trwania.

I każde „Kiedyś
po którym nasza pamięć ześlizguje się bezpowrotnie”
staje się znów bardzo ważne. Stanowi o pełni każdego z nas. Tworzy to czym jesteśmy, kim jesteśmy i jak jesteśmy. Skleja się w jedno, a zarazem egzystuje osobno w każdym z nas; wyraża się w myśli, geście, mowie i milczeniu – słowem, we wszystkim. Słowem – jest doniosłe. I choć „ześlizgiwanie się” jest przykre poeta w innym wierszu zauważa: „i wiem tylko, że nie mogli nie płynąć / I że bez nich nie byłoby przestrzeni / (…) / Więc ich łódź była drogą (…)” –z wiersza Nieznani wędrowcy…

W swym interesującym słowie wstępnym krytyk literacki Andrzej Gnarowski nazwał Gałę „Czarodziejem z doliny Narwi”. To bardzo malownicze, nazbyt łagodne i zarazem bardzo odważne stwierdzenie. Z kart tego tomu ja ośmielę się nazwać Henryka Gałę – z pełną świadomością tego czynu – Prokuratorem Narwi. To Prokurator jakby żywcem odwzorowany z Mistrza i Małgorzaty Bułhakowa. Brakuje tylko Mistrza, brakuje Wolanda. Na szczęście jest Małgorzata. A nasza posępna rola sprowadza się do trudnego losu Iwana Bezdomnego uwikłanego w schizofrenię czasów. Gała ją w pełnej rozciągłości widzi. Rzekłbym – rozkłada ją na czynniki pierwsze. I, niestety, w Jego ocenie – ostatnie.

Henryk Gała również, z pełną świadomością, osądza nasz świat. Oskarża go. A nawet sam siebie i nas podciąga pod przedmiot oskarżenia. Siebie nie oszczędza. Czyni to jednak z perspektyw bardziej nihilistycznych niż mogłoby się wydawać. Nie pozostawia złudzeń. Prócz znaków zapytania: ironizuje, wycofuje się, a koniec świata widzi w każdym z nas. I w większości spuentowań przyznaję mu absolutną słuszność. Poza jedną, małą, naiwną, i pokruszona dziś wiarą w Coś. W coś więcej, coś ponad, coś poza. W koniec będący początkiem. Czego? A któż raczy wiedzieć …

Żebyśmy mieli pełny obraz, autor przedstawia swoje wizje z humanistyczną witalnością, a jednocześnie ukazuje cenę jaką się za nią płaci – ból, strach, cielesne zniewolenie. Filozofia, nauka, rozum – to wszystko się człowiekowi niezmiernie przydaje, aby funkcjonować w tak skonstruowanym świecie. Nie zastępuję jednak dylematów elementarnych, pytań podstawowych, ostatecznych. Nie daje odpowiedzi na pytania o pytanie.
Jesteśmy zatem „jak zepsuty zegar, z którego wypada czas”. „Obecność nie jest protezą istnienia”, a my … wciąż chcielibyśmy wiedzieć dlaczego. Wierzymy w przeszłość i wierzymy w przyszłość. Stąpamy po cienkim lodzie życia i jakże często jesteśmy pewni, zbyt pewni, pyszałkowato pewni – właściwej kolei rzeczy. Zdumienie wypływa zachwytu. Złudzenie jest natomiast tylko deformacją istnienia. Efektem ubocznym, lecz jakże niezbędnym, niepowtarzalnym i jakże protetycznym dla niepoukładanych wyjaśnień. Szukaliśmy ich zawsze. Będziemy ich szukać zawsze. Nie znajdziemy ich nigdy. To będzie Nigdy tu i Nigdy teraz, … , lecz może nie jest to tylko Tu i tylko Teraz?

Może kiedyś, po którym nasza pamięć ześlizgnie się już bezpowrotnie, uratuje nas ostatecznie Prokurator Wszechświata, który uczynił nas protezą Czasu …
Ja jednak wierzę w to mocno.

Henryk Gała, „Złudzenia ontyczne”.
Oficyna Wydawnicza ASPRA-JR, Warszawa 2014. str.58. ISBN 978-83-7545-524-3

Wykorzystanie zdjęć lub tekstów bez zgody autora zabronione

Projekt i realizacja: agencja interaktywna futuresystems.pl