W drodze

17 grudnia 2015

W wywiadzie z moją Szanowną Koleżanką, Aldoną Borowicz – polską poetką, krytykiem literackim i eseistką (obecnie również pełniącą funkcję Prezesa Oddziału Warszawskiego ZLP) przeczytałem takie oto zdanie, z którym utożsamiam się bardzo mocno, a w zasadzie całkowicie – „najbardziej lubię ten utwór, którego jeszcze nie napisałam”.

To bardzo ważne artystycznie stwierdzenie, które właściwie oddaje to, co kryje się w meandrach myśli ludzi sztuki. Najbardziej fascynuje droga, możliwość pójścia nią, podążania, a nie sam cel, ku któremu zmierzamy. Najbardziej fascynuje tajemnica, możliwości odkryć, iluminacji, rzeczy do stworzenia – najpiękniejsza jest sama możliwość oraz potrzeba tworzenia – w kontrapunkcie dla wszelkich stwórców oraz (co bardzo istotne) samego tworzywa. Tak wyznaje credo prawdziwy artysta, a nie konfekcjonista czy jakże powszechny – naśladowca. Tak wyznaje ktoś, kto szuka, aby nie znaleźć, aby żyć i cieszyć się tym szukaniem, aby też potem cieszyć się innymi poszukującymi. To jest w zasadzie tak ważna uwaga, że można od niej rozpoczynać każdy wykład dla adeptów Akademii Sztuk Pięknych czy też wszelakich salonów literackich.

Najbardziej łaknę tej fotografii, którą dopiero wykonam. Najbardziej cieszę się z możliwości robienia zdjęć, potrzeby pisania i pojęcia świata i ludzi. Najbardziej wciąga tekst aktualnie pisany, wiersz, który dopiero powstanie, albo nawet już chodzi po mojej głowie i wykluwa się mozolnie i wiecznie, jak wieczne jest życie – kiedy jest, a nie, kiedy go nie ma.

Niestety wielu żyje tak, jakby ich nie było. Choć uporczywie zaznaczają swoją obecność. Wieczorem przeglądają się w zwierciadłach i podziwiają – sami siebie. Z tego utkane jest każde środowisko artystyczne. Poeci wymachują swoimi tomikami, fotograficy kosztownością sprzętu – niewielu z nich żyje. Udają innych niż są. Pozują. Kolekcjonują. Uwłaszczają. Tylko tak naprawdę – nie ma ich. Błyszczą tylko nazwiska (i to niektóre) wyniesione gdzieś, przez kogoś w danym momencie na piedestały, z których potem inni ich strącają, aby popaść w niepamięć ludzką i niełaskę losu (twórcy po śmierci) … Choć często po śmierci znajduje się stado hien węszących moment koniunktury. To taka paskudna cecha kapitalizmu.

A przecież sztuka to życie. I żywioł. To dynamika oraz ruch.

To nieustanne „stawanie się” rzeczy od nowa i od początku i stale.

I nie powinien nas też dalej gorszyć słowotok popadania w jakieś fałszywe skromności, wycofywanie się, umniejszanie, ułomności. Ecce homo. To nie ta kategoria dobrodziejstw. Nie ta waga znaczeń. Istotna jest tylko prawda. Jakaś obiektywizacja piękna, a nie samo wkładanie mu na głowę berła i korony. Aldona świetnie opisuje i określa „cały ten (literacki) zgiełk”, który z Literaturą ma niewiele wspólnego. Raczej z targowiskiem próżności, dostępnym, po akcie stwórczym. I często nas wszystkich męczy owa salonowa przepychanka do mikrofonu. Przeżyjemy – jeśli znajdzie się jeden, który nas przeczyta, jeśli znajdzie się jeden, który się zachwyci, który odnajdzie coś, czego sami nie znaleźliśmy. I przeżyjemy dzięki wszystkim innym dziełom – koleżanek i kolegów, nad którymi pochylimy się i nas, albo i innych zachwycą.

Droga jest bowiem jasno określona, jedna, trudna – na zatracenie twórcy, ku tajemnicy.

Per aspera ad astra. I tylko tam, nie ku samemu sobie …

Wykorzystanie zdjęć lub tekstów bez zgody autora zabronione

Projekt i realizacja: agencja interaktywna futuresystems.pl