Raczyłem się ostatnio lekturą książki Pauliny Wilk „Znaki szczególne” mającą stanowić portret pokolenia, które zaznało głównie wolnej Polski, czyli weszło w system edukacji po roku 1989. Wiele refleksji było bardzo interesujących, a przynajmniej punkt widzenia i postrzegania rzeczywistości mógł zastanawiać. Książka jest napisana bardzo dobrze, pochłania mocno i czyta się ją z niekłamaną przyjemnością. Jednak z całym mnóstwem wniosków można co najmniej polemizować. Gdyby mnie ktoś zapytał, czy Paulina Wilk dobrze oddała ów syndrom epoki determinujący zachowania tego pokolenia nie odpowiem stanowczo, nie odpowiem zdecydowanie. Wydaje się, że pewne sprawy oddała dość ciekawie, pewne z kolei mało precyzyjnie, albo ustalmy – bardzo subiektywnie, co może dysharmonizować z próbą uchwycenia prawd zmierzających przynajmniej ku obiektywnym. Prawdy obiektywne, bądź też – tytułowe „znaki szczególne” – ustalmy, postanowiłem utożsamiać je razem względem siebie – nie przekonują. I nadal mam wątpliwości nad ich trafnością, jako charakterystyką pokolenia, jednakowoż Paulina Wilk znakomicie uchwyciła i utrwaliła co innego – obiektywne obrazy naszych czasów, korowód skutków i przyczyn, dominantę barwną horyzontu, który zdaje się nam majaczyć przed oczami. Może tak właśnie da się utożsamić znaki szczególne, jako znaki czasów, nie pokoleń.
Socjologiczne spojrzenie „z lotu ptaka” nie jest nigdy łatwe i proste. Nostalgia i smutek za minionym wraz z zachłyśnięciem się przyszłym wiodą nas bezwiednie w chropowatą teraźniejszość, która jest o tyle prawdziwa, o ile jest tuż obok. Wydawałoby się – każdy powinien widzieć to tak samo. Te refleksje można by snuć hen, daleko, w nieskończoność. Przeczytałem na przykład taki fragment, a którym boleśnie się z grubsza zgadzam …
„Teraz bardzo rzadko dostaję kartki [pocztowe], jeśli już to z daleka. Te kawałki papieru podróżujące pomiędzy adresami są zbyt retro na nasze elektroniczne możliwości. Brak im tempa, dynamiki – idą wiele dni. Wymagają wysiłku i staranności, bo – wbrew opowieściom o nietrwałości papieru – mogą w szpargałach przetrwać wiele lat, więc nie pisze się ich zdawkowo. Pocztówki świadczą o intencjach, nie o ulotnym nastroju. Mają swój uroczysty ton i może to właśnie tak zniechęca – perspektywa powiedzenia czegoś serio, na zawsze.”
Teza jest słuszna – ludzie poszli po prostu na skróty, na „łatwiznę”, na wygodę, aby nie powiedzieć wygodnictwo. Rachu ciachu – sms – i sprawa „załatwiona” … Wpadam tu w zdecydowanie, może zwulgaryzowanie tematu, może w dosadność, jakże obcą temu opisowi. Zważmy, to opis kobiecy, delikatny, prawie wykwintny. Tyle, że nie oddaje całej listy czynników, która sprawiła, że ludzie o sobie wzajemnie nie pamiętają, nie chcą się dzielić miejscem, czasem, podróżą, przeżyciem – znaczy, owszem, robią to, na portalach społecznościowych w trakcie tych swoich „podróży”. Można tu jednak postawić pytanie – po co wyjeżdżają? Dla fotki „selfie”? [ponoć nazwanej w Polsce „samojebką”…] … Dla „wizerunku”. Są w miejscu innym, ponoć fascynującym, którego pochłanianie dzielą z wlepianiem ślepi w ekrany. Aberracja?
Marnowanie czasu i przestrzeni (i energii własnej) … Marnowanie życia, doznań i doświadczeń. A może samotność? Zadawałem już to pytanie kiedyś – od innej strony. Dopadła mnie burza inwektyw, żali i agresji. Dotknąłem tych „samotnych” do żywego – chyba jednak dotknąłem też ich prawdy, którą woleliby ukryć – nawet sami przed sobą.
W niewysyłaniu kartek jest cała sterta lenistwa. Owszem – wiele górnolotnych stwierdzeń Pani Wilk też jest a propos, są adekwatne i na miejscu, tylko czasem mało precyzyjne. Bo cóż dziś w ogóle jest tak na serio? Życie? Relacje? My sami? Sam już nie wiem. Mam poczucie egzystencji w Matrixie. W pudełku dokładnie rozplanowanym, zmierzonym, naukowo dowiedzionym. W republice obrazków, które są celowe i wymierzone w moją decyzję konsumpcji. I to też zabiło pocztówki. Ale i nie tylko – unicestwia to i nas samych. Powoduje, że stajemy się … plastikowi.
Enter.