Święta polskie …

22 grudnia 2015

Mocno wierzę w „polskie wigilie”. Wierzę w ich ciepłą „polskość” oraz siłę: tradycji, atmosfery i doniosłości, czy też, w ich moce pojednawcze kojące wraz z jedyną taką, wymierną odświętnością na bardzo różne czasy, w których się te Wigilie wydarzały … Tak bowiem mierzy się nasz czas. Człowiek ma 50 lat, znaczy, przeżył 50 wigilii. Z tego 46 (w miarę) świadomie. Z tego 40 bardzo. W te 40 minionych wieczorów pojawiała się jakaś wyjątkowość. Były plany, podsumowania, zgody, kłótnie, łzy, nadzieje i pojednania. Był niespodziewany gość i domownicy stali, z całym, przebogatym wachlarzem spraw, przywar i stanów. Było zimno i ciepło. Jaskrawo i ciemno. Coś się rodziło, coś umierało. Byli jedni, drudzy, i jeszcze inni, zmieniały się stoły, składy, komplety gości, biesiadników…, niektórzy już odeszli i mieliśmy się okazję z nimi „spotkać” 1 listopada. Niektórzy wciąż żyją i wydają się tacy sami, albo nawet gorsi niż rok temu, albo też, jakoś odmienieni. Los tka swój materiał życia. Różne barwy, kolory, różne odcienie, grubość, miękkość, różne tkaniny, wzory i melanże. W wigilię domyka się jakaś przestrzeń czasu „przed” i „po”. Coś jest „za nami”, a coś „przed nami”, w Wigilię czas staje w miejscu, żarzy się melancholią
i zamyśleniem, zatrzymuje się w nas i ostyga. Osiada na powiekach i na policzkach.
Drży

Najpiękniej chyba ujął to Andrzej Krzysztof Torbus we wstępie do swojego słynnego już tomu „Moje wigilie moje zimy”:

Jest takie miejsce na ziemi,
do którego jadą wszystkie pociągi,
płyną wszystkie okręty,
lecą wszystkie samoloty.
Jest takie miejsce, którego nie musimy szukać
na żadnej mapie świata. Jest takie miejsce,
najbliższe i najdroższe każdemu z nas
– pachnący ciepłem dzieciństwa – DOM.
W nim troski codzienności i kłopoty,
w nim matka – najwierniejsza powiernica,
i ojciec – dźwigający topór.
Lute zimy, jesienie bogate.
Niespokojne wiosny, dojrzałe lata.
Cała historia ludzkiego rodzaju
podzielona na cztery odsłony.
Jest to po części i Twoja historia.
Dom, rodzina, wigilia. Od nich zaczyna się
wszelka wędrówka. Od nich się odchodzi,
do nich – powraca. W każdej porze roku,
o każdej pogodzie. I furtka cicho skrzypi i pies
znajomy szczeka. I ślady jeszcze ciepłe na drodze.

Tak. Tam. Tam zaczyna się wszelka wędrówka. I tam się ona kończy. Choć często jest tak, że kończy się ona tylko namiastką, tęsknotą, próbą i łaknieniem dotknięcia, choć na moment, tego nieodwracalnie minionego „ciepła dzieciństwa”. Kto tego nie doświadcza być może przyoblekł się w skorupę tego świata, w pancerz znieczuleń i właściwie zapomniał, albo głęboko schował, najpiękniejsza jądro swojego istnienia. Poeta potrafi o tym przypomnieć. Potrafi przywołać właściwe proporcje. Te proporcje, o których w biegu zapominamy. Proporcje właściwej miary dobra i zła.

Żyj tak, abyś mógł każdego ranka spoglądać w lustro i nie czuć zmieszania, obrzydzenia czy pustej, bezmyślnej dumy, albo innych, ambiwalentnych uczuć, które jednocześnie zatruwając, są zarazem pochodną brutalności życia w naszym świecie, dokonywanych wyborów, wybranych dróg i miejsc na ziemi. Żyj tak, aby wciąż cieszyć się posiadaniem sumienia, tej busoli życia i wszelkich dążeń. Rachunek jest prosty. Koszty, często ogromne. I zawsze, w końcu i nieubłagalnie nadejdzie czas rozliczeń. Czy tego chcemy, czy nie.

Wigilia w tym kontekście jest skupiającą w sobie czas i wydarzenia soczewką, przez którą przechodzi światło przeszłości z przyszłością w chocholim tańcu namiętnych kochanków nocy i dni. To zauroczenie tragiczne, acz niewymierne i jako takie nie mające żadnych szans na zespolenie się – przeszłość przechodząca w przyszłość i w tym wszystkim my, jako rozbitkowie na środku oceanu. Wigilia jest portem, kołem ratunkowym, jest znowu, kolejny raz otrzymaną szansą, aby coś naprawić. Albo chociażby gdzieś powrócić …

Nadchodzi oto czas, w którym należy powtórzyć za Cyprianem Kamilem Norwidem:

Jest w moim kraju zwyczaj, że w dzień wigilijny,
Przy wzejściu pierwszej gwiazdy wieczornej na niebie,
Ludzie gniazda wspólnego łamią chleb biblijny
Najtkliwsze przekazując uczucia w tym chlebie.

albo powtórzyć znów kilka pięknych strof za Krzysztofem Kamilem Baczyńskim:

Aniołowie, aniołowie biali,
O! poświećcie blaskiem skrzydeł swoich,
by do Pana trafił ten zgubiony
i ten, co się oczu podnieść boi,
i ten, który bez nadziei czeka,
i ten rycerz w rozszarpanej zbroi
by jak człowiek szedł do Boga-Człowieka,
aniołowie, aniołowie biali.

Znany nam jest los tych poetów. Czujemy ich drogi, rozterki i tragedie. A jednak ich słowa mają wciąż wielką, niekończącą się moc, mają głęboki, nieodwracalnie wyraźny sens w tym naszym coraz mniej wrażliwym, zrozumiałym i przyswajalnym świecie. Znakomicie wizję takiego świata wyraził Czesław Miłosz w wierszu „Baśń wigilijna”, w którym przyjrzyjmy się na moment początkowi i końcowi:

Po życiu pełnym bezsensu i rozpaczy,
Zmieniony ręką boską w srebrnego anioła,
W noc, która gwiazdą betlejemską straszy,
Człowiek pewien przyfrunął tam, gdzie Dziecko woła.

(…)

I wiedząc, że za chwilę śnieg znów się zakrwawi,
Rzekł anioł: Dziecko ziemię nie od krwi wybawi.
Jak promień, co przywraca czarnej fali płynność,
Tak ono zbrodni ludzkiej przywróci niewinność.

Oto jest pytanie na miarę naszych czasów. Czy jeszcze jest ktoś w stanie „zbrodni ludzkiej przywrócić niewinność”? Czy nie sponiewieraliśmy tych czasów tak doszczętnie, a w tej dekonstrukcji, czy nie odarliśmy z godności naszej ludzkiej natury i wszelkiego trwałego człowieczeństwa w tej grze zwanym życiem i trwaniem, na przekór metafizyce czasu i śmierci? Być może jeszcze nie jest zbyt późno na te „Święta polskie”, aby wydobyć z nich to, o czym pisze Andrzej Krzysztof Torbus. Aby wydobyć z nich czystość Źródeł, tych naszych przecież źródeł – dzieciństwa, domu, rodziny, wigilii oraz odwiecznych prawd i tej wielkiej nadziei, którą te święta przynoszą …?

Pomyślmy o tym choć przez chwilę zanim zaświeci pierwsza gwiazdka 24 grudnia 2015 roku przy naszych stołach i w naszych sercach.

Życzę wszystkim Czytelnikom oraz gościom naszego Tygodnika Pisarze.pl oraz też wszystkim ludziom Dobrej, lecz również i Złej woli, szczerze i gorąco – Dobrych, mądrze przeżytych i najpiękniejszych Świąt Bożego Narodzenia, na które czekamy przecież zawsze w tej obłędnej przedświątecznej gorączce, aby coś się w nas narodziło i aby nigdy nie zgasło …

A jaki będzie nadchodzący, przyszły, już czekający za drzwiami Nowy 2016 rok? Któż to wie. Nad światem gromadzą się od jakiegoś czasu czarne chmury. Ludzkość dotarła chyba do etapu, w którym potrzeba konfliktu kieruje się do punktu krytycznego. Nasz kraj zdaje się również być w swojego rodzaju punkcie zwrotnym. Choć warto przemyśleć po raz kolejny i na spokojnie przyczyny wszelkich konfliktów.

Życzmy sobie, aby taki punkt – punkt krytyczny – i będący jego efektem obłęd już nigdy i nigdzie nie nastąpił … Może właśnie to – my, Polacy – możemy jeszcze dać temu światu – „Święta polskie” w miejsce „sezonowych czy zimowych świąt” odartych z sensu, źródeł i prawdziwej genezy ich obchodzenia…

Z literackim pozdrowieniem

Wykorzystanie zdjęć lub tekstów bez zgody autora zabronione

Projekt i realizacja: agencja interaktywna futuresystems.pl