Często piszę o poezji. Lubię pisać o poezji, a właściwie o przeżyciach z Nią związanych. O poruszonych strunach, o myślach, które wywołuje… Poezja nie dzieli się na dobrą i złą. Zła po prostu nie jest poezją, a dobra … dzieli się na taką, która coś wznieci, i na taką, wobec której przejdzie się obojętnie. Choć może nie tak do końca obojętnie, gdyż jednak jakieś ziarno się wciśnie, zasklepi i w przyszłości zakiełkuje. Poezja już na pewno nie dzieli się na to, kto ją tworzy. Nie dzieli się na ludzi z tych środowisk, czy na ludzi z tamtych środowisk. Właściwie jest sumą przeżyć autora, choć po stworzeniu przestaje być dziełem autora, a poczyna żyć własnym życiem, określonym siłą postrzegania. Niebyty są tu złudne, ponieważ raz zdominowawszy utwór nie muszą wcale trzymać go w nich na wieczność. Bywała już poezja wyciągnięta z niebytu, wygrzebana z nicości, w którą wpadła i wskrzeszona po wielu dniach do przestrzeni ogólnodostępnej. Bywało i odwrotnie. Oklaskiwana we własnym, wielkim czasie, popadła potem w niebyt i zamieszkała w nim na jakiś czas. Jaki? Nie wiemy. W ogóle wyroków Apolla nie jesteśmy w stanie zgłębić, ani nawet zbliżyć się do losów utworów uznanych za poezję. Za poezję, czyli za co? Dziś jak każda definicja, tak i lapidarne ujęcie tego pojęcia uległo komplikacji, niejednoznaczności, sprzecznościom wręcz czy zaśmieceniu jakże charakterystycznym współczesności. Poezja ucieka dziś coraz bardziej w myśl i w emocję. Obaliła już wszelkie formy, zniwelowała sztampy, standardy, zadusiła krytyków, dotarła do każdego brzegu i przekroczyła wszelkie granice. Poza granicą myśli, światła i emocji. Tych barier nie przekroczy i tam, być może, należy jej szukać. W obszarze niedopowiedzenia, w koncentracji słowa o wielu znaczeniach, dla odbiorcy, czytelnika, myślącego, wrażliwego i poszukującego. Jak wiemy takich coraz mniej, zatem i poezja weszła na ścieżkę wąską, skurczoną, coraz wątlejszą, zatem i poezja podąża drogą w coraz mroczniejsze nieznane, w coraz głębsze pokłady podświadomości, którą władają coraz bardziej nieliczni. Rzecz jasna w formie uświadomionej. Najistotniejszej. Dla poezji niezbędnej. Oto poezja karmi się dziś niby jakimkolwiek odbiorcą, ale właśnie musi on spełnić wymogi wyliczone wcześniej. Wymogi wrażliwości, nieprzystosowania do świata, wysublimowanego intelektu, a sumarycznie: każdej z tych cech łącznie albo i rozłącznie. Zatem i poezję trudno dziś podzielić na kobiecą czy męską, na intelektualną czy emocjonalną, na taką czy siaką zgodnie z zamierzchłymi, przedpotopowymi wynurzeniami krytyków, którzy szukali dziury w całym. Poezja uniosła się dziś w wielką wolność i wielką niewolę. To wolność form i niewola bytu. Świat dziś z pozoru jej nie potrzebuje, dopóki się przedstawiciel świata nie zakocha, albo ktoś: nie odejdzie, umrze, zachoruje czy nagle znajdzie się w innym wymiarze rzeczywistości. A i wtedy nie każdy po nią sięgnie. Jej wartość rynkowa (brrr jakie słowo) jest zerowa i w antykwariatach nie znajdują nabywców jej najwięksi twórcy nawet za symboliczną złotówkę. Co w związku z tym? Nic. Będzie wciąż powstawać, dopóty, dopóki człowiek w swoim języku komunikacji będzie doszukiwał się niejednoznaczności, niedopowiedzeń i nie do końca możliwej jak najwierniejszej opisywalności. A ponieważ myśl tak dalece wyprzedza prędkością słowo nie nastąpi to nigdy. Stąd kategoria światła w poezji. To światło emocji, myśli i duszy. Światło jak najbardziej realne w człowieku, choć tak niweczone przez natłok prozaiczności czasów doszczętnie stechnicyzowanych. Światło zgodne ze swoją naturą. Tajemną i dziwną, wciąż do końca nie pojętą. Poezja jest niczym ptak. Ulatuje w nieznane … jak światło i nasza dusza razem wzięte. Razem rozumiane. Stąd rodzą się całe listy kolejnych wniosków, koncepcji, tez. Czym jest właściwie poezja?
Może właśnie duszą świata, w którą już nikt nie wierzy, albo zdecydowanie nieliczni. Może jest czystą ulotnością w świecie twardej nauki, dowodów, twierdzeń, komputerów, policzalności i standaryzacji? Może jest dążeniem, marzeniem, niedotykalną subtelnością w świecie odartym z wszelkiej tajemnicy, wszelkiego zachwytu, w świecie przekraczania wszelkich granic? A może jest sama w sobie granicą granic, czasem szlochem, a czasem krzykiem, czasem protestem, a czasem czułością? Będzie dopóki człowiek będzie potrafił zapłakać nad bliźnim i rozczulić się nad sobą, dopóki będzie pielęgnował uczucia, dopóki będzie szukał, zadziwiał się, wędrował i odkrywał … nowe. A że jej strona masowa i publiczna przechodzi do przeszłości? Cóż. Wyroki czarnej dziury. Dopóki na Sali znajdzie się jeden słuchacz poezja przetrwa. A może nawet przetrwa jeśli i jego zabraknie. Ściany przecież też mają uszy. Przestrzeń słyszy. Słyszy również coś, czego określić nie potrafimy i nigdy nam się to nie uda. To też chyba jest poezją. I może nawet my nią jesteśmy – my, którzy nie wierzymy w skończoność żadnego słowa … I tutaj pojawia się jeden, wielki, gigantyczny, ogromny, większy niż wszystko, poetyczny znak zapytania, który pyta nas – jak żyć? …
Jak żyć, by poezję odnaleźć, by poezję uchwycić, aby chwilę przy niej posiedzieć, aby poczuć zaszczyt – choć przez jeszcze krótszą chwilę – bycia jej współtwórcą? To wydaje się dziś oczywiste. Jak najmniej materialnie, jak najmniej światowo, jak najdalej od zgiełku, jarmarku i igrzysk…
Trudne takie Życie. Ale pełne. Godne. Fascynujące.
W takiej optyce bardzo mnie śmieszą poetyckie przepychanki – który z nas poetów jest najzacniejszy? Odpowiem Wam – żaden z nas. To zweryfikuje czas, historia, człowiek, a i tak … jakie to ma znaczenie? Ważna jest bodaj aktualna, obecna i teraz doświadczana mistyka słowa, mistyka jakiejkolwiek relacji poeta – odbiorca. Ważne jest każde wzruszenie, każda myśl dzięki niej powstała, każde drgnienie nią spowodowane … każde nawet złudzenie… To jest ważne. Po to się pisze i po to się pisać powinno. Jak i dla wyrażenia swojego czasu i swojego w nim miejsca. Reszta jest i pozostanie – jak już wspomniałem – pytajnikiem życia i wybranej drogi.
Pozdrawiam Was zatem Wszyscy Kochani Poeci. Bądźcie zdrowi !!! I piszcie dalej …