Wakacje 2016 odeszły w przeszłość, jak wszystko w naszym życiu. Odeszły, jak odchodzą chwile, wydarzenia, ludzie. Odeszły tak, jak przemija nasz czas, czas, który otrzymujemy do zagospodarowania. A ja … musiałem trochę odpocząć. Odpocząć od pisania, publikowania, zajmowania stanowiska, opowiadania się, odpocząć od całego tego zgiełku zwanego literaturą oraz środowiskiem literackim. Odpocząć też od zwyczajności, codzienności, polityki, społeczeństwa, poglądów, awantur, tego całego współczesnego śmietnika idei oraz postaw, od przerdzewiałych standardów coraz bardziej chorej rzeczywistości.
Pas. Powiedziałem pas. I życie wraca znów do normy. Zwyczajność, codzienność, rytm życia. I potrzeba pisania … potrzeba próby uchwycenia myśli, stanów ducha, wyrazów wrażliwości … i życia. Życia naprawdę, nie na niby.
A teraz, dziś, zgłaszam raz trefl.
Dla wtajemniczonych. Ostatnio udało mi się zagrać siedem pików. Niestety, przed partią. Życie chyba też jak najbardziej przypomina brydża. Można zgarnąć całą pulę, albo wszystko stracić. Można kluczyć, obierać strategie, szarżować, bądź przyjąć postawę zachowawczą. Można być lisem, wilkiem albo owcą. Można być i baranem.
Potrzeba w brydżu i umiaru i odwagi. We właściwych proporcjach. Kwestia właściwych proporcji jest bodaj najważniejsza.
I potrzeba stawiania pytań. Ludziom i samemu sobie. Podstawowym pytaniem jest to, kim się jest.
Kim jesteś, zapytam? Kim jestem i ja? Kim my jesteśmy? Choć, czy w Polsce jest jeszcze jakieś „my”? Może ograniczmy się do pytania …
Kim jestem?
A może jestem błaznem? Przydrożnym głupkiem na potrzeby aktualnie przechodzących… W dzisiejszym świecie wejście w rolę błazna staje się koniecznością, ale i przydatnym rekwizytem dla zachowania zdrowego rozsądku i zdrowej psychiki. Wejście w tę rolę jest jakby wyzwaniem, ale i receptą na świat coraz głupszy, coraz mocniej plastikowy, błahy i bez wyrazu, na świat coraz bardziej chciwych ludzi, i też coraz wątlejsze między nimi relacje oraz coraz powierzchowniejsze spraw traktowanie…
Kim jestem? Kto dziś nie pyta … błądzi. Kto już wie, dawno zabłądził. Czy można, w tak poukładanym świecie, jaki dziś widzimy za oknem, wiedzieć jasno i zdecydowanie kim się jest?
Kurwą, czy tylko prostytutką? Ponoć prostytutka to zawód, a kurewstwo to … stan ducha. Kiedy patrzę na ludzi, na ich relacje, o których przed chwilą wspomniałem, to zastanawiam się, że kurestwo zastąpiło wszelkie prawdy, wartości, zasady, że zastąpiło stosunki, zastąpiło coraz to nowe obszary ludzkiej aktywności. I celowo wulgaryzuję ów wyraz, ów stan ducha człowieka współczesnego. To jest po prostu kurewstwo. Kurwy wszystkich krajów łączcie się. Przekażcie sobie znak pokoju. Kpijcie, błaznujcie, niech stanie się FUN …
Tak oto świat zwulgaryzowany stał się normą. Normą stał się też używany język. Normą stały się: niegodziwości, upiększane mąceniem w głowach, propagandą, przebiegłymi formami nacisku, komunikacji, relacji. Taką normatywność wypiera się ze świadomości lukrując złudzenia. Można, i owszem, udawać, że się tego nie widzi. Można nic nie widzieć. Albo widzieć zniekształcone. Można mataczyć, manipulować, odwracać sedna i zawracać Wisłę kijem. Na końcu ukaże się całkowicie zabrudzone dno, którego już nawet nie będzie widać.
Ale może tak trzeba. Może to wszystko tak być musi, może taka jest dziejowa konieczność i może tak mamy doznawać, widzieć i czuć, aby w końcu … wszystko stało się poezją …