W dość nietypowy sposób Andrzej Walter – podkreślić to trzeba na wstępie – konstruuje swój nowy poetycki zbiór, szósty z kolei, zatytułowany Śmierć bogów. Wiersze tego tomu poprzedzają bowiem aż trzy autokomentarze, odrębne odautorskie wstępy: Nad brzegiem Styksu,We mgle Olimpu, Noc Hadesu. Są to przy tym teksty na pierwszy rzut oka niemal wyłącznie publicystyczne, bardzo odległe od spraw tzw. czystej poezji lirycznej. Po wtóre, gdyby czytelnik ograniczył się do takiego powierzchownego oglądu tomu śmierć bogów – nie wnikając głębiej w ich zawartość – mógłby odnieść mylne wrażenie, że ma do czynienia z autorem – jakimś nowym literackim „neoklasykiem” (skądinąd ciekawy to i ważny nurt poetycki, nadal obecny w polskiej literaturze).
Ale nie będzie żadnych nieporozumień, gdy weźmie się pod czytelniczą lupę nie tylko autorskie deklaracje, a również i same wiersze z tego tomu (i to nie tylko ich „literę”, ale i ożywczego „ducha”), jak i przywoływaną przez nie problematykę oraz ich indywidualny styl. Oto Andrzej Walter (rocznik 1969) – poeta i znany artysta fotografik, choć często odwołuje się w tytułach części składowych tego nowego zbioru do odległych kulturowo i cywilizacyjnie przestrzeni europejskiego antyku (Olimp, Hades, Styks), jest przecież poetą zdecydowanie bliższym – nie tylko zresztą formalnie – tradycjom awangardowej, swobodnej skojarzeniowo, przybosiowo-różewiczowskiego frazy poetyckiego obrazowania, czyli tym dość powszechnie używanym współcześnie środkom wyrazu. Lecz jest zarazem, dodajmy dla porządku, poetą całkowicie „niepodległym”, czyli oryginalnym i samodzielnym w doborze poetyckich „komunikatów” oraz nadawanych im znaczeń – stempli i pieczęci własnych.
Jednak uważna lektura pierwszego z tych wstępnych krótkich paraliterackich szkiców, czyli Nad brzegiem Styksu, wskazuje wyraźnie na o całe niebo szerszy, niż pozornie mogłoby się wydawać, krąg zainteresowań autorskich, jako że ów tytułowy mitologiczny sztafaż okazuje się jednym tylko ze „środków pomocniczych”, swego rodzaju zapleczem dla poetyckiej ekspresji, niemal wyłącznie poletkiem doświadczalnym metaforycznych odwołań, niż głównym przedmiotem penetracji – nakierowanej na terasźniejszość. Oto już w pierwszym zdaniu tego tekstu czytamy:
Na naszych oczach przemija postać tego świata. W to miejsce powstaje współczesna karykatura mitologii, z praktycznie unicestwionym mitem. W sferze transcendencji najpierw uśmierciliśmy Boga, potem stworzyliśmy pluralizm religii, jako mnożenie bogów. Teraz usiłujemy ich zamienić w bożków różnej postaci, aż po tanią, jarmarczną idolatrię. Coraz bardziej samotni w tłumie, coraz mocniej łaknący wśród sytych. Niewidzialnie poddawani permanentnej inwigilacji sieciowo-medialnej stajemy się wynaturzeniem człowieczeństwa. Ważniejszy z tych bożków, będącym przyczyną wielu zachowań czy ideologii, jest pieniądz. Jednak światowy kryzys pokazuje, że jego unicestwienie też jest możliwe. Kryzys ów, nie będący kryzysem realnej gospodarki, lecz pochodną upadku wartości, oparty jest na powszechnej chciwości wszystkich uczestników życia społeczeństw…
Jest to, ni mniej ni więcej, tylko niczym nie skrywana ani kamuflowana żadnymi welonami poetyckich ogonów metafor, a bezpośrednio i wprost poprowadzona krytyka stanu współczesnej cywilizacji i jej nowym wartościom, zaczynającej dominować nowej „mentalności” naszej epoki. Krytyka odwołująca się – w domyślnym i aluzyjnym kontekście – do tradycji filozoficznych i literackich rozważań dwudziestowiecznych, mówiących o postępującym upadku, a co najmniej o nieuchronnym kresie kultury europejskiej. Krytyka czerpiąca inspirację z dorobku personalistycznych i egzystencjalnych nurtów myśli (Nietzsche, Spengler, Brzozowski, Heidegger, Witkacy, Sartre, Camus, Malewska, Gadamer, i tylu, tylu innych…). Acz jest to zarazem, a może przede wszystkim, krytyka wyrastająca i korzystająca, by tak rzec, pełnym garściami z własnych doświadczeń człowieka żyjącego tu i teraz na przełomie XX i XXI w., na własnej skórze doświadczającego złudzeń, nadziei i klęsk tego czasu, bulwersujących i poruszających go niekiedy do żywego realiów życia tego nowego świata. Świata, który teraz na naszych oczach staje się, tworzy „nowych ludzi” na własną miarę, i który jednocześnie powołuje się – po „śmierci” starych „bogów” (autorytetów, humanistycznych tradycji i wartości) – na tych teraźniejszych, nieco jakby skarlałych, „nowych bożków” i na nowe, zdobywające sobie coraz szersze przestrzenie, idee życia społecznego. Takie zwłaszcza, jak obowiązujący dziś dość powszechnie dogmat nieustającego przymusu wzrostu produkcji i konsumpcji, a będący istotnie ślepym cywilizacyjnym i kulturowym zaułkiem… Nieustająca zaś presja ekonomicznego i gospodarczego rozwoju powołuje do agresywnego funkcjonowania – wszechobecny dziś w każdej dziedzinie życia społecznego – specyficzny typ „marketingu” i reklamy, w tym i konieczność kulturowego „lansu”, w efekcie tworzące świat jak nigdy przedtem w dziejach odhierarchizowany, powierzchowny, nieautentyczny, plastikowy, fundujący odbiorcom, skołatanym nadmiarem zmian, rzeczywistość „sieciowo-medialnego” przekazu, produkty (zhomogenizowaną papkę) jednorazowego użytku oraz wizje przyszłości w barwach kolorowego obrazka tv. W rzeczywistości tylko ciemnej beznadziei, jak komentuje to autor następnie, już w języku poezji, np. w wierszu bezcenne: przy kasie / wytchnienie / konta puste / wirus uciszył komputery / ludzie – nie wiedzą dokąd iść.
Olimp dzisiejszy „zaszedł mgłą”, zapada się w głąb Hadesu – konstatuje Andrzej Walter w dwu następnych szkicach poprzedzający ten zbiór wierszy, ciekawych jako wyraz przekonań, idących często odważnie pod prąd stereotypom dzisiejszej publicystyki, ale też i mocno niekiedy, z konieczności posługiwania się publicystycznymi skrótami (wytrychami), nieco symplifikujących złożoność tej obecnej sytuacji kulturowo-literackiej, istotnie z wielkim trudem usiłującej odnaleźć dawno równowagę, szczególnie w warunkach owej polskiej „małpiarskiej” odmiany liberalizmu, mało znanej w innych europejskich krajach, bo kompletnie niemal nie zainteresowanej sprawami kultury jako niezbędnego i dziś fundamentu oraz spoiwa życia społecznego…
Podzielam większość diagnoz zawartych w tych wstępach. Przyznam jednak szczerze, że robią większe wrażenie i bardziej przypadają mi do gustu same wiersze Andrzeja Waltera. Teksty odważne, przekorne i zadziorne, ale nie uwięzione w nieuchronnej jednoznaczności klisz potocznej mowy publicystycznej. Są one bardziej wyraziste, o wiele celniejsze w opisach i ocenach rzeczywistości, bo o ileż bardziej „wielomowne” – ową cenną zawsze wielomownością ekspresji tego nagłego, zaskakującego językową świeżością, poetyckiego „błysku”, nieodpartą trafnością rozlicznych ewokacji nieoczekiwanych skojarzeń. Tego zderzenia na jednej niewielkiej przestrzeni wiersza „dużych” i „małych” (a nawet i bardzo „malutkich”) spraw codzienności, zdolnych dzięki temu wywołać w czytelniku tyle satysfakcjonujących go skojarzeń i odwołań do świata realiów „zwyczajnej banalności”, łączonej dyskretnie ze sprawami największymi egzystencjalnie, z eschatologicznymi w tle…
Jestem nienormalny / zamiast telewizji / oglądam rzeczywistość / nie podłączony / nic nie wiem – czytamy głęboko ironiczne w tonacji wyznanie, zawarte w jednym z wierszy Andrzeja Waltera (prognoza pogody).
Daj nam, dobry olimpijski boże (jakkolwiek by nie brzmiało imię twoje), więcej takich nienormalnych poetów w naszym ogarniętym „normalną” poezjomanią kraju na Wisłą.
Takich, jak autor omawianego tutaj tomu, którzy będą lirycznie „dywagować” nad – na przykład – egzystencjalną i społeczną sytuacją życiową swoich rówieśnych, młodych wykształconych z dużych ośrodków (w wierszu lirycznym!). Komentować poglądy i postawy współczesnych; tych, którzy wierzą, że jest postęp / są pewni że wiedzą / są pewni niewinności / lub ostatecznie bezprzewodowej duszy / mielą wszystko / w pachnący banał / laptop gal anonim / miksuje krzyk / cyberlos to absolut (z wiersza otwierającego tom – list do Sokratesa). Tych, którzy mają sumienia / nowej generacji / w rękach aerozol / do wybielania grzechów (wiersz poganie). Tych, którzy mają sny podobne do tych, jakie miewa bohater jednego z tych wierszy (menadżer sprzedaży): wieczność w niebie / jakaś monarchia nieparlamentarna / nudy na pudy / głodne dziewice / fikołki aniołki / marazm / a tu? / najlepiej jest tu / kupisz tu wszystko / czego zapragniesz. Tych, którym jak powiada poeta (w wierszu ekspiacja) badamy poziom satysfakcji… / ciesz się nie myśl kup / wybacz ja uciekam…
Warte są też głębszej uwagi i namysłu takie wiersze z tego tomu Andrzeja Waltera, jak eksploracja, marionetki, tv man, mój patriotyzm, polska dorożka, kolumbowie rocznik dwa tysiące dwanaście, polska msza, koniec lata arkadii oraz wiele innych tekstów, gdzie obecne są bardzo wyraziście sygnalizowane wyżej skłonności autora do krytycznego oglądu naszej współczesnej rzeczywistości (nie tylko polskiej). Gdzie dochodzą do głosu problemy szersze niż czubek własnego nosa, czyli solipsystyczne, psychologiczne rozterki i głębie egocentrycznej, introwertycznej osobowości wielu poetów uwielbiających wieże z kości słoniowej (a tych ci u nas dostatek). Zgodzić się jednakże trzeba z opinią autora posłowia do śmierci bogów, że w otwartych na świat realny, quasi „publicystycznych” wierszach Andrzeja Waltera, jest jednak także bardzo dużo „liryzmu i czułości”. Owszem, prawda, ta norwidowska z ducha nuta, w twórczości tego poety jest ważnym składnikiem jego literacko-poetyckiego konceptu. I, że istotnie nie stoi ona w żadnej sprzeczności z nutą publicystycznie społecznego dyskursu, i nawet czasami tu obecną szlachetnie moralizatorską tendencją do „ulepszania” człowieka i świata zewnętrznego, jaką co i rusz Andrzej Walter demonstruje. Co widoczne jest między innymi w takim wierszu, jak nieodwołalne, pełnym dawnej „olimpijskiej”, humanistycznej wiary, tęsknoty i nadziei – z lekka „tylko” podszytej sceptyczną, przewrotną ironią: sumienie! nie odchodź! dam ci świeżego powietrza / i krew do picia / wezmę na huśtawkę / będziemy szaleć / po świt.
Tomik śmierć bogów to niewątpliwie jedna z najciekawszych propozycji poetyckich ostatnich kilku sezonów literackich.
Andrzej Walter Śmierć bogów, posłowie Leszek Żuliński, Wyd. Towarzystwo Słowaków w Polsce, Kraków, 2012, s. 112.