I jeszcze w kręgu poezji, choć z innego kręgu, z innej zupełnie beczki niż Tuwim. Tomik poezji Andrzeja Waltera „Pesel” kończy się skargą – prozą, czymś w rodzaju posłowia – na świat, w którym pełno „poetów wykluczonych społecznie i publicznie”, którzy tworzą „stada nosorożców”. „Podzielone i skłócone. Zamknięto w zoo. Świat zza krat kieruje się zasadą utylizacji wszelkich zasad. Tracą sens nasze noty biograficzne. Traci sens piękno obiektywne, gdyż siła mediów może wykreować każdy sprzedawalny rodzaj „piękna”. Po co poezja? Bez serc, bez ducha, lud szkieletów nie potrzebuje jej. Nadchodzi świat totalny. Poezja w nim przetrwa (…). Czy przetrwany i my?”
Walter to rocznik 1969, więc w pełni doświadcza tych wszystkich zjawisk, o których pisze. Tylko czy poeci kiedykolwiek nie byli „przeklęci”? Tylko niektórzy, ci najwięksi lub najwyżej cenieni, zyskiwali u schyłku życia sławę, szacunek, uznanie, a nawet pieniądze (nobliści).
Wiersze Waltera nie są krzepiące. Są melancholijne jak ta graciarnia na zdjęciu przy wierszu „Nadbagaż”. Są jednak – moim zdaniem – dobre, precyzyjnie skonstruowane, jak krótkie nowele. Z dużą pomysłowością językową („Ta karczma Rzym się nazywa a tam siedzą kurwy które odpiąłem od popędu”).
Nie umiem pisać o poezji. Zawsze wtedy jestem zakłopotany. Można ją rozbierać filologicznie, ale czy to ma sens? Te wiersze mnie jednak przekonują. Coś mi mówią o naszym świecie. Mają jakąś wagę. I powagę.
Pisarze.pl
E-tygodnik literacko-artystyczny
Numer 42/13 (165)
ISSN: 2084-6983