Janusowe oblicze poety

Autor recenzji: Henryk Pustkowski

Dokonałem oglądu tomiku Andrzeja Waltera nie tyle z fenomenologicznej dociekliwości ile z mojego szczerego zainteresowania fotograficzną twórczością krakowskiego poety. Zainteresowanie to – jak sądzę- nie było pozbawione resentymentów. Gościłem bowiem często na stronie Andrzeja Waltera obłaskawiając odbiorczo jego poezje i podziwiając mistrzostwo jego fotografii. To ostatnie było doświadczeniem bolesnym. Zrozumiałem, na czym polega różnica między „pstrykaczem” i artystą. Rzadki to jednak przypadek, żeby grafoman pokłonił się poezji prawdziwej, w moim przypadku „pstrykacz” podziwia dobre fotogramy, zaś starą lustrzankę zostawia w futerale. Nie będę dalej masochistycznie ciągnął tego wstydliwego wątku.

W Śmierci bogów fotogramów nie jest wiele. Doliczyłem się pięciu. Zatrzymałem się nad stroną ostatnią, na której pomieszczono fotograficzny portret Autora. Niepokojący to konterfekt. Trzeba nań uważniej popatrzeć, żeby zauważyć fotograficzną maskę odbicia odwróconego. Ta druga twarz poety jest zjawiskowa, ciemniejsza. Nie będzie nadużywaniem ikonograficznej wykładni, jeśli pomieścimy sensy suflowane z portretu w archetypicznych sferach. To przecież Jungowska Persona z towarzyszącym jej Cieniem. To pierwszy etap koniecznej dla rozwoju ideacji: uświadomienie sobie, że chętnie spijamy „diabelskie eliksiry”, że trudno jest obłaskawić naszą „gorszą”, zwierzęcą naturę. Sądzę, że jest to właściwy trop, bowiem wiersze takie jak cień (strona 70), daremność (s.71) i błazen (s.96) znakomicie się nadają do głębinowej jungowskiej analizy. A może to po prostu ikona obrazująca retencyjność czasu: twarz „ciemna” zwrócona jest ku przeszłości, „jasna” zaś zanurza się w futurum, między nimi zawieszona jest niewidzialna teraźniejszość. To przypuszczenie bliższe już jest sensom suflowanym przez Śmierć bogów polegającym na konfrontowaniu przeszłości (nasyconej znaczeniem) z przewidywanymi czasami, w których jednoczące wcześniej ludzkość sensy zostaną zatarte, wytracone, z czasami, w których dawni bogowie umrą nieuchronnie.

Widziałbym jeszcze jedną możliwość interpretowania dwoistości autorskiego portretu. Dla mnie jest to podkreślenie Janusowego oblicza poety – fotografika. Wielce żałuję, że nie mam kompetencyjnej władności, żeby określić dokładniej związki zachodzące między tworami plastycznymi a przekazem tekstowym.. Są one przecież uchwytne, ich funkcjonalność nie jest też ukrywana. Na swój „roboczy“ użytek stworzyłem taksonomię relacji zachodzących między słowem oraz ikoną nazywając je odpowiednio: tekstowymi, kontekstowymi, intertekstowymi. Relacje tekstowe zachodzą np. w Miłości. W tej publikacji ikona wspomaga słowo, tworzy związki przyległościowe, syntagmatyczne, fotografia „dopełnia “ wiersz. Niekoniecznie go „ilustruje“, ponieważ w całej twórczości fotograficznej Andrzeja Waltera zasada mimesis ( naśladowania) została zastąpiona arystotelesowskim eikos ( kreującą możliwością). Relacje kontekstowe są bardziej złożone, zmuszają do przekroczenia „ram“ tekstu, poszukiwania interpretanta w sytuacji życiowej artysty. Znakomity tom punkt rzeczy znalezionych zawiera w fotograficznym materiale empatyczną, wzruszającą serię portretów „z życia“ znanego krakowskiego literackiego małżeństwa Anny i Jacka Kajtochów. Jest to nie tylko – tak sądzę – ekspresja przyjaźni, ale także „powinowactw z wyboru“, wspólnoty twórczej, poetyckiej rozmowy. Śp. Anna Kajtochowa  redagowała  tom Andrzeja Waltera TAM, gdzie zebrałem poziomki. W tomie tym odnajduję przejawy trzeciej możliwości, którą nazywam intertekstową – wzajemnej uhierachizowanej relacji znakowej zachodzącej między obrazem i słowem. Splatają się tu bowiem trzy wypowiedzi: wiersze, fotografie oraz (przez pamięć kulturową wywołana) twórczość filmowa Ingmara Bergmana ( przede wszystkim film Tam, gdzie rosną poziomki). Zdjęcia Andrzeja Waltera w tym piętrowym układzie tworzą różne konfiguracje sensów, w tomie przywołanym ilustrują też pięknie i przejmująco tezę o „melancholii fotografii” – jak to nazwała Susan Sontag.

Musimy wszakże wrócić już do  poetyckiej, ideowej oraz illokucyjnej zawartości Śmierci bogów.

Piszący o tym tomie krytycy zwracają uwagę na dwoistość kompozycyjną tomu. Składa się on z trzech esejów oraz odpowiadającego im poetyckiego tryptyku. W esejach zawarta jest diagnoza rzeczywistości, postulowanie nowego zaangażowania ( powołania raz jeszcze autentycznych wartości), i próba porządkowania „małego literackiego podwórka”. Analizując tę eseistyczną partię tomiku Leszek Żuliński bardzo zasadnie zauważa: „ (tomik) przywołał w mojej pamięci okres polskiej Nowej Fali ( lata siedemdziesiąte) i jej „mówienia wprost”. To prawda, tak jak prawdziwa jest dalsza konstatacja krytyka, że poezja polska już później nie powtórzyła ( oczywiście w pokoleniowych wystąpieniach i manifestach) owej charakterystycznej „nieufności” wobec establishmentu, demaskowania „oficjalnego języka”, potwierdzenie nowego tworzącego się systemu wartości „życiopisaniem” ( tworzenie KORu).

Z Nową Falą dzieli Andrzej Walter retoryczną dykcję. Jego eseje zachowują cały literacki walor wypowiedzi polemicznej, ale na plan pierwszy zostaje tu wysunięty element „docere” (pouczenia) oraz „flectere“ (zachęty do działania). Wedle retorycznego porządku uwyraźniona zostaje myślowa płaszczyzna („plane“) przekazu, przytłumione zaś jego „ornatum“ (upiększenie).

Zresztą charakterystyczne cechy obrazowania poetyckiego; jego funkcjonalność, oszczędność oraz przejrzystość (perspicuitas), które zauważamy w tomiku omawianym, mogłyby zostać przypisane do „retorycznych zachcianek”. Ja wszakże widziałbym odpowiedniejsze źródło tych artykulacyjnych nacechowań: „naświetlanie się sztuk”, semiozę zachodzącą między poezją a fotografią. (Mówiłem o tym wcześniej).

To ważki tytuł: ”Śmierć bogów”. Rodzi konotacje romantyczne oraz modernistyczne. Nakazuje pamiętać o Nietzschem, Wagnerze, Viscontim. Do czasów postmodernizmu mieliśmy wspólnych bogów: były to wielkie narracje, które porządkowały nam świat. Myśl postmoderna oddala pytanie o sens zdarzeń, o „centrum sensów“. Zamiast poszukiwania prawdy proponuje „przygodne rozsiewanie“ przypuszczeń, zamiast konfrontacji z niepojętym, proponuje ironiczną zabawę z ułudą. Prawie wszyscy tkwiliśmy w tym opresywnym postmodernym przekazie pod groźbą wykluczenia z mody, ze statusu bycia „trendy“. Piszący te słowa starał się ratować przed zupełnym zanurzeniem w postmodernizmie czytając zjadliwe szkice Slavoja Żiżka, w których obnażano szybolety ( szyfry) współczesności z jednej strony, z drugiej zaś- mądre i poważne ostrzeżenia przed postmoderną formułowane w Etosie piórem biskupa Józefa Życińskiego. Piszę o tym, ponieważ historia lubi się powtarzać. Przed chwilą oderwałem się od wypowiedzi Sławomira Sierakowskiego, w której zamknął wyznanie, że jedynym sojusznikiem w walce o ustalenie całościowego systemu wartości jest dla niego arcybiskup W. Michalik. Trochę to półżartem czynione wyznanie, ale chwalebne to koalicje lewicowości i hierarchów Kościoła w zbożnym dziele czynione, iżby świat ułożyć na nowo.

Wróćmy jednak do Andrzeja Waltera.

W szkicu Nad brzegiem Styksu diagnozuje on sytuację „jarmarcznej idolatrii“, w której się znaleźliśmy. Znaleźliśmy się nie tyle z powodu naszych świadomych wyborów, ile z chęci znalezienia się w sytuacji bezpiecznej, sytuacji środka, ”Się“ ( das Man). Ci, których dziś spotykamy na targowiskach próżności i chciwości, są ludźmi jednowymiarowymi, pozbawionym tożsamości, są albo niezaangażowanymi „Turystami“, albo lekkomyślnymi, nieodpowiedzialnymi „Graczami“. Użyłem tutaj znanej taksonomii Z. Baumana określającego modele zachowań ludzkich w zglobalizowanym świecie. To zobaczyłem – pisze poeta- takiego człowieka ujrzałem w śmierci bogów uważnie. Takiego człowieka czyni też bohaterem swych wierszy. Pamiętać wszakże musimy o moralnym przesłaniu esejów, nie tylko o diagnozowaniu rzeczywistości, w której króluje Das Man, ale w poważnym apelu będącym próbą odrodzenia wartości ocalających i scalających świat ludzki. Apel to rzeczywiście rozpaczliwy, bowiem są to słowa nie tyle wołającego na puszczy, ale nad brzegiem Styksu szeptane.

To wszystko jednak artykułowane jest w retorycznej dykcji. Była ona konieczna w chwili, kiedy zaczęliśmy wytracać aksjologiczną czujność, kiedy należało raz jeszcze zdiagnozować sytuację współczesnej kultury w naszym „czasie marnym“. Poezja wszakże może a nawet-jak wcześniej sądzono – powinna od tej retoryki się oderwać. Komunikat poetycki preferuje przede wszystkim swoją autoteliczność, ksobność, samosterowność opłacaną często gęstą konotacyjnością oraz nadmiernością semantyczną.

Jak to się dzieje w poezji Andrzeja Waltera?

W pięknym szkicu określającym swoistość Śmierci bogów Janusz Termer słusznie upatruje jej w dykcji Różewiczowskiej. Określenie to jest wielce pojemne: współistnieją w nim rozpoznane elementy wersyfikacyjne, kompozycyjne i tematyczne. Owa dykcja, ów system jest też na tyle obszerny, że znajdzie tam dla siebie miejsce i Różewicz, i Przyboś, Herbert a nawet kilku poetów młodszej generacji. Konstantę tego systemu stanowi spójność frazy wypowiedzeniowej, określone tempo mówienia (parlando), wyraźny, wyodrębniony obraz, który pełni funkcję segmentacyjną ( dzieli tekst na powtarzalne jednostki). Dykcją poetycką, illokucją rządzą w równej mierze reguły poetyki oraz retoryki. Jest to poetyka funkcjonalna, operatywna, przejrzysta ( mówiłem wcześniej o perspicuitas). Taka ogólna konstatacja nie wyjaśnia wszystkich niespodzianek dyskursu. O dwu choćby zróżnicowaniach poetyki Andrzeja Waltera chciałbym napomknąć w mini interpretacjach wierszy.

małpa.com
piekło nęci
niebo nudzi
w skrzynce listopad
bóg. małpa.com.pl

nie odpisuję
szkoda słów
martwe zdumienie
brak recept

gaśnie ekran
nadpływa czerń
duszna noc
smoliste pytanie

podarta nadzieja
na www.nieskończoność

Komputerowa terminologia zostaje w tomiku Andrzeja Waltera poddana osądowi. Nic tu nie ma z minoderyjnej „samotności w sieci“. Cyberlos, jaki nadchodzi z serwerowni jest argumentem poświadczającym bylejakość życia w Das Man, nieautentyczność człowieka w czasach śmierci bogów. Nie wyłuskam wszystkich sensów z cytowanego wiersza. Zwrócę uwagę bodaj na najważniejsze. Poeta świadomie i funkcjonalnie wprowadza już w tytule „gry językowe”. Przywołując powszechnie używaną nazwę małpa na określenie AT (@) stwarza sugestię najpowszechniejszej domeny, w której pomieści siebie i swoje doświadczenia. Owa małpa zaistnieje przecież w tym wierszu jako istota człekokształtna z wszelkimi konotacjami, jakie jej przysądza biosfera i kultura. Jest żartobliwą maską samego podmiotu lirycznego. I tak to widzą także odbiorcy doskonale zorientowani w składni komputerowej. Owo liryczne Ja się nudzi. Nie opróżnia skrzynki emaliowej (listopad), nie napisze wiadomości nowej. A przecież domena została dookreślona:bóg.małpa.com.pl i usytuowana w dwu przestrzeniach:: Transcendencji (bóg) oraz Polsce (pl.). Martwe zdumienie poprzedza stan katastrofy, wygaśnięcia ekranu, czerni, zaniku. Frapuje nas jednak wyrażenie duszna noc. Nie będzie żadnym nadużyciem mała zmiana szyku wyrazów. Noc duszna jednak rodzi nowe sensy: to określenia mistycznego stanu zatracenia i trwogi. Tak to opisywał święty Jan od Krzyża. Myślę, że pojawia się tu tęsknota do usensowienia bytowania, do więzi z Absolutem. Tęsknota przecież niespełniona, bowiem została podarta nadzieja na www.nieskończoność.

Odwołam się do wiersza prognoza pogody (s.49/50). Wiersz jest rozbudowany, nie będę go w całości przytaczał. Tytuł już wprowadza wyraźną sytuacyjną dwuznaczność. Poeta może być tu agensem, może prognozować pogody:meteorologiczne, społeczne, filozoficzne, ale może wypełniać „stronę bierną zdarzeń“ (jakby powiedział Miron Białoszewski). Wszak wszyscy jesteśmy widzami na telewizyjnym show prognozowania pogody. Poeta prowokacyjnie przyznaje się do nienormalności (zamiast telewizji oglądam rzeczywistość). Ale to go wyklucza ze społeczności, zatem (aby być z wami) przełącza się na gulasz z proszku, śmierć prezydenta i dziurę ozonową. Z tego bezrefleksyjnego Das Man wyprowadza go pauza, zatrzymanie bezmyślnego pędu i uważne spojrzenie na rzeczywistość gdzie: skowronek za oknem/ smaruje pióra/ soczystym powietrzem/ pod skrzydełkiem/ chowa formułę/ na jedwabiście gładki dziób,/ woda w basenie jest mokra/ tsunami oziębia klimat. Ten świat jest autentyczny, nasycony barwą, sygnaturą ( Boskim spojrzeniem na wszelkie stworzenie) i sensem. To nie może pozostać bez konsekwencji. Zgodnie z inklinacjami przysądzonymi haecceitas (istocie) myszy zjada ona szwajcarski ser, ale ta pauza, ta stop klatka powoduje refleksję, że może ów ser jest właściwie sieciowym mózgiem. Naturalny skowronek i chytra myszka stanowią wedle poety skuteczne remedium dla innoświatu wywołanego przez enter pilota telewizyjnego.

Kończę swoją  nieskładną notację. Miała ona być w moich zamiarach małym pendant do znakomitego posłowia Leszka Żulińskiego oraz recenzji Janusza Termera. Krytyk może „wyswatać“  kilka wierszy, reszta należy do Odbiorcy.  Jestem pewien, że ta reszta nie będzie milczeniem, ale wspaniałym stanem „przyjemności tekstu“

Wykorzystanie zdjęć lub tekstów bez zgody autora zabronione

Projekt i realizacja: agencja interaktywna futuresystems.pl