Los Frustratos

19 kwietnia 2013

Taki los…

Przeczytałem ostatnio na blogu Leszka Żulińskiego wpis pod obiecującym tytułem : „Państwo to my”. Powołując się tam na wypowiedź Daniela Passenta w jednym z felietonów po raz kolejny określa swoje stanowisko wobec tak zwanych malkontentów, do których jak wiem, mnie zalicza. Oto więc stawiam się wywołany do tablicy, do odpowiedzi … jestem przygotowany. Postaram się sprostać „tonowi histerycznej lamentacji nad upadkiem kultury w ostatnich dwóch dekadach”. Zaznaczę, że Leszka cenię i szanuję za wiedzę oraz talent. Wolno nam się chyba jednak nie zgadzać. Pisze Leszek, iż całkowicie się podpisuje pod niżej zacytowaną wypowiedzią Passenta:

„Urąganie na państwo polskie należy dziś do dobrego tonu. Na każdym kroku widać i słychać narzekania na państwo. Pluskwy w pociągu – państwo. Psie odchody na ulicy – państwo. Dziura w moście – państwo. Biblioteki padają – państwo. Brakuje miejsc w przedszkolach – państwo. Bezrobocie rośnie – państwo. Sprawy w sądach wloką się latami – państwo. Spada dzietność – państwo. Wraku jak nie ma, tak nie ma – państwo. Medali na igrzyskach w Londynie mało – państwo. Zastanawiam się, czy można wszystko zwalać na państwo, czy to aby nie jest spuścizna po czasach, kiedy państwo odpowiadało nawet za brak papieru higienicznego. Niepodległe, suwerenne, demokratyczne, rozwijające się, przeżywające najlepszy okres od stuleci – to też jest nasze państwo. Nie wszystko co złe można zwalać na państwo.

Niestety – państwo to nie my. Państwo to państwo, a my to my. Państwo to twór oparty na umowie społecznej, inspirowany idealistycznymi teoriami Platona, które niestety nigdy nie zostały wprowadzone w życie. Państwo współczesne jest od tych idei już tak odległe, że trudno o wzniosłe słowa określające ten zdeformowany dziś twór. Państwo nam bliższe – oparte na ideach rewolucji francuskiej załamało się czas jakiś temu wraz z rewolucją technologiczną w zakresie komunikacji. Nie ma już dziś: ani wolności, ani równości, o braterstwie nie wspominając… Tak ujęte państwo to dziś strzęp organizacji i celów, do których ta organizacja została powołana. Przyczyn jest wiele. Przechodząc natomiast do tematu państwa polskiego nie realizuje ono swoich podstawowych zobowiązań nawet na płaszczyźnie, które samo ustanowiło głosami wybranych posłów w ramach ustawy zasadniczej zwanej konstytucją. Nie czuję się bezpiecznie, nie widzę sensownej edukacji ani nie widzę podstawowej i mądrej opieki zdrowotnej. Wszystkie te funkcje państwo spełnia z: moich, Twoich czytelniku, Leszka i Daniela Passenta podatków. Pewnie zcelebryzowany pan Passent płaci najwyższe. Co owo państwo w ramach tych podatków daje nam – ludziom kultury. Nie daje nic, bądź daje wybranym, a i to są ochłapy. Oczywiście na tle państw bardziej w tej materii cywilizowanych, choć i one upadają poprzez upadek zasad i wartości, które te państwa fundują sobie same. Temat rzeka. Jak dotąd nie dostrzegłem wprawdzie lamentacji, jedynie określenie podstaw logicznego myślenia, obserwacji oraz faktów. Nie wiem w jakim kręgu osób obraca się pan Passent, lecz urąganie na państwo faktycznie jest w tym kontekście absurdem dla człowieka myślącego. To banał. Problem powstaje kiedy elitarna grupka polityków wespół z mediami wmawia nam, że nasze państwo jest cudowne i wywiązało się w tej czy innej kwestii z powinności wobec obywatela. To mydlenie oczu. Kto chce wierzyć niechaj wierzy. Państwo to mądre i przyjazne obywatelowi prawo. Chęci odpowiedzialnego jego zmian nie widać. Widać natomiast chęci takich zmian, aby ci najlepiej poinformowani mogli szybciej niż inni skorzystać na tej bezcennej wiedzy. Tak było przez całe te dwadzieścia cztery lata. Dowiadywaliśmy się o tym przy okazji tej czy innej aferki, która dziwnym trafem przedostała się na światło dzienne. Zaiste w jednomyślności medialnej dziwne to przypadki i też można mniemać, że coś za tym stoi, znaczy – nie chodzi o obiektywną prawdę tylko o dokopanie komuś bądź czemuś. Żyjemy zatem w takich realiach już ćwierć wieku i końca ich nie widać. Banalna wypowiedź pana Passenta nie odsłania nam tu jakich feerii rozumowania czy rewolucji poglądu „na temat”. Co więcej – konstatuje, że tak dobrze już od lat nie było. Co za brednie. Większość świata podkpiwa sobie z tak zwanej unii mianowanej europejską, a życie toczy się gdzie indziej. Toczy się pomiędzy Ameryką i Chinami, bądź Rosją i naszej unii nikt nie traktuje poważnie. To już raczej poważnie się traktuje pewne (europejskie) państwa i raczej wiemy, o które chodzi. W zasadzie o jedno. (Można by w porywach dołożyć tam jeszcze ze dwa, trzy… ale w rankingu z dużym oddaleniem od tego jednego). Zatem oficjalnie jest: niepodległe, suwerenne, demokratyczne i rozwijające się. Ja z kolei uważam, że każdy z wyżej wymienionych przymiotów można by dziś poddać w wątpliwość. Zaznaczę tu dobitnie. Nie. Nie jestem „pisowskim oszołomem”. Nie jestem z „rodziny pewnego radia”. Nie jestem wielbłądem. Myślę i działam za siebie. Porównuję opinie tych z lewej, tych z prawej, tych z centrum… sam obserwuję. Jednak aby posiadać tak zwane własne zdanie trzeba dużo czytać. Kto czytać przestaje sam skazuje się na czerpanie wiedzy z innego źródła. Dziś tym innym źródłem są media : internet czy telewizja – obydwie marne, nierzetelne, kierujące się brutalnymi prawami rynku, a nie szukanie prawdy. Takie są fakty, tylko że można ich: nie widzieć, nie słyszeć i oddalić od przyswajalności.

Przejdźmy do kultury. Kultura upadła i nie upadła zarazem. Kultura nie może i nigdy nie upadnie, gdyż taka jest odwieczna potrzeba człowieka. Jest wpisana jakoś w jego geny i człowiek jako taki zawsze będzie szukał piękna i pragnął go wyrażać. Ta kultura „oddolna” ma się świetnie. Upada (w zasadzie już dawno upadła) kultura właśnie w wymiarze ogólnospołecznym i państwowym. Pozwolę sobie tu przytoczyć pogląd, który ja z kolei popieram i pod którym podpisuję się obiema rękami. To pogląd, który przeczytałem na blogu drugiego mojego przyjaciela (po Leszku, z którym tu wdaję się w polemikę – wierzę, że przyjmie ją dobrotliwe) Andrzeja Dębkowskiego, który pisze przy okazji refleksji związanej z dwusetnym numerem Gazety Kulturalnej  serdecznie gratuluję Andrzeju!):

„Niestety, w naszym, polskim rozwoju cywilizacyjnym zabrakło jakoś wsparcia ze strony państwa, które – pomimo upływu wielu lat ustrojowych przemian – nie prowadzi żadnej polityki świadomego mecenatu, a tylko bezsensowną działalność „pomocy socjalnej” dla działalności kulturalnej. A dzieje się tak dlatego, że nie wykonuje ono bowiem swych obowiązków wobec kultury i jednocześnie nie czyni nic, by wesprzeć powstanie znaczącego mecenatu prywatnego, który mógłby w znacznym stopniu rozwiązać wiele bolących problemów, dotyczących rozwoju duchowego narodu.”

Oto diagnoza. Tak właśnie się dzieje drogi Leszku oraz szanowny panie Passent. Czy zatem jest tak dobrze? Rozejrzyjmy się wkoło. Pójdę za ciosem i przytoczę ponownie Dębkowskiego:

„Czegoś takiego jak demokracja w Polsce w ogóle nie ma – i pewnie nigdy już nie będzie. Nie jest to żadne nieszczęście – nie jest przecież tak, żeby wolni ludzie musieli mieć wolne wybory i wybierać w nich swoich przedstawicieli. Żeby ludzie żyli na swój sposób (jak kto chce), wolne wybory wcale nie są potrzebne. Nieszczęściem jest tylko to, że sprawa ta przedstawiana jest we współczesnej Polsce w sposób jawnie kłamliwy. Prawda jest zaś taka, że to, co rządzi Polakami (to, co decyduje, jak oni są rządzeni), jest ukryte przed ich oczyma. Może dlatego, że ci, którzy to coś reprezentują, boją się naszego gniewu – i uważają, ze względu na własne bezpieczeństwo, że Polaków lepiej jest okłamywać. Teraz w Polsce nie rządzą komuniści, a w przyszłości nie będą tu rządzić liberałowie. Kto i co rządzi w Polsce, to każdy widzi…  Bo Polska, to jest kraj rządzony przez różne kliki, koterie, mafie, gangi i grupy biznesowe. Ale to jest tylko powierzchnia – bo oni sami nie bardzo wiedzą, co jest pod spodem, pod nimi. Pod spodem jest zaś system – to, co pozwala utrzymywać, w jako takim porządku i posłuszeństwie bez mała czterdzieści milionów Polaków…”

I tu już być może pod wszystkim bym się nie podpisał, lecz generalnie ten sposób myślenia i analiz jest mi bliski. Nie widzę też tu żadnej: frustracji, lamentacji czy malkontenctwa. O Polsce warto i trzeba rozmawiać. Tylko żeby rozmawiać trzeba rozważać różne opcje, sądy czy poglądy. Jak zatem to jest? Czy jak pisze Passent: „przeżywamy najlepszy okres od stuleci” czy jak Dębkowski – „czegoś takiego jak demokracja w ogóle w Polsce nie ma”? Pomóżcie drodzy czytelnicy.

Z jednym zdaniem Leszka się zgadzam. Państwo nie musi mi pomagać, wystarczy, żeby nie przeszkadzało. Póki co niestety przeszkadza. Kończąc ten przydługi wywód (choć biorąc pod uwagę ważkość tematu zbyt krótki) muszę przejść do bulwersującego mnie zdania z wywodu Leszka, kończącego swoją wypowiedź „Państwo to my”:

„I powtarzam po raz kolejny: ci, którzy do kultury się nie garną, nie są gorsi. Żyją i interesują się czym innym. Może wkurzeni są na nas, że zajmujemy się sztuką? Spróbujmy ich zrozumieć: oni też mają swoje racje. Nie stawiajmy naszych w pępku świata!”

Absolutnie się z tym nie zgadzam. Wręcz protestuję, by takie myślenie propagować publicznie. Mylisz Leszku (świadomie? – nieświadomie?) pojęcia. Ci ludzie jako ludzie nie są gorsi (i chyba – wierzę – o to Ci chodzi), ci ludzie jako ludzie wykształceni – niestety są. Wykształcenie ma nobilitować. Ma pomóc stawać się odpowiedzialnym wobec siebie i świata. Bez kultury ten świat upadnie. Czym ci ludzie się interesują? Jeśli nie książką, teatrem, filmem, wernisażem, wieczorem autorskim – to czym? Kolejnym serialem? Sportem? Dbałością o ciało? No tak chyba jest skoro jak grzyby po deszczu powstają solaria (o przepraszam: krainy słońca, fabryki cery), siłownie i fitnesy wszelakie, a zamyka się księgarnie i kluby. Coś chyba jest nie tak. Coś się tym narodem dzieje dziwnego. Miałem ostatnio okazję wysłuchać opinii rehabilitanta na temat słynnych „kijków” zwanych nordic walking (boże ! któż wymyśla te nazwy). Otóż powiedział on, że wręczyłby nobla z ekonomii człowiekowi, który przekonał ludzi do kupna kijków dla narciarzy. Ja również. To było i jest genialne. Ponieważ wiele podróżuję samochodem, często widzę tych nieszczęśników powłóczących tymi kijkami. Wiele im nie pomagają (w połowie przypadków wręcz zawadzają), ale można „się pokazać”. Poza tym „to bardzo zdrowe jest”. Bardzo. Czytanie też. Zapewniam. Działa na rozwój szarych komórek, jeśli ktoś takowe jeszcze posiada. Niestety znam wielu, którym spłynęły one do mięśni. Zostawmy te żarty. Znam też ludzi normalnych. To była dygresja a propos ludzi, którzy do kultury „się nie garną”. W tym rozumowaniu tkwi też pewien błąd mentalny. Mnie też nie przeszkadzają ludzie, którzy do kultury się nie garną. Nie siadam z nimi do stołu, gdyż nie mamy o czym rozmawiać, ale ich życie i człowieczeństwo szanuję. To często dobrzy i prawi ludzie. Gorsi są natomiast tacy, którym się wydaje, że – na swój sposób – się do tej kultury garną. Tylko, że dla nich kultura to świeży, wylansowany hollywoodzki film, modny spektakl (najlepiej farsa) oraz krówki z empiku (no, przy okazji można kupić jakiś bestseller). Potem przekonują innych, że to jest ta kultura. Na Bergmanie się nudzą. Są cool, są trendy, są przecież „ludźmi kulturalnymi” … Cóż. Kolejny temat rzeka.

Wracając do meritum, jak już wspomniałem wierzę, że „oddolna” kultura będzie trwała i się rozwijała. Zatem, bądźmy dobrej myśli, cóż innego nam pozostaje.

Robić swoje i wierzyć, że to ma jakiś – w gwiazdach zapisany –  swoisty sens.

Pozdrawia Was i przeprasza (jeśli by kogoś ugodził w honor) nadworny malkontent, lamentacz  i histeryk – słowem Los Frustratos…

Takiż to właśnie… mój los.

Andrzej Walter

Wykorzystanie zdjęć lub tekstów bez zgody autora zabronione

Projekt i realizacja: agencja interaktywna futuresystems.pl