„To będzie skromna uroczystość. W piątek w Drozdowie odbędzie się pochowanie zmarłego w poniedziałek poety, pisarza i dramaturga Henryka Gały. Przeżył prawie 82 lata, a większość w Łomży i pobliskim Drozdowie, gdzie zbudował swój rodzinny dom. Gała był jednym z najbardziej twórczych postaci Ziemi Łomżyńskiej przełomu XX i XXI wieku. „ – taki anons ukazał się na portalu 4Lomza.pl
Henryk był naszym przyjacielem… słowa wypadają z rąk. Jego wiersze były zawsze intelektualną przygodą. Jego dramaty teatralne również zawsze prowadziły nas w rejony filozoficznych i egzystencjalnych rozważań nie porzucając przy tym teatralnej ekspresji, świetnie skonstruowanej fabuły, posiadania w małym palcu sztuki snucia opowieści. Heniu był też fantastycznym kompanem, towarzyszem drogi i człowiekiem pełni człowieczeństwa.
Nie będę mógł uczestniczyć w uroczystościach pogrzebowych, ale dusza rwie do Henia, aby Go ostatni raz pożegnać.
Dla ciekawych postaci Henryka Gały (jego osiągnięć i historii) pozwalam sobie udostępnić piękne wspomnienie o Henryku autorstwa świetnego dziennikarza i znawcy teatru – Wojciecha Chamryka. Nazwał naszego Henia – Nadnarwiańskim Księciem Kultury.
Bardzo ładnie i uroczyście określił Henryka… w pełni zasłużenie. Oto wspomnienie Pana Wojtka:
Henryk Gała (1938-2020) był postacią nietuzinkową. Studiował chemię i filozofię, ale sławę zdobył na zupełnie innym polu. Już jego debiutancki tomik wierszy „Żywot Rudego” z roku 1962 okazał się wydarzeniem, kolejne, szczególnie „Biały blues”, również cieszyły się uznaniem krytyki oraz czytelników, co wcale nie jest takie oczywiste. Był już wtedy kierownikiem literackim Opery Wrocławskiej, ale urzeczony pięknem nadnarwiańskiej przyrody w roku 1976 porzucił Gierkowską małą stabilizację i pewną posadę w dużym mieście, przeprowadzając się do Łomży z żoną Ireną i maleńką córką Aleksandrą. – Pomyślałem sobie, że jeszcze mogę coś w swoim życiu zmienić tak zasadniczo, żeby po prostu to życie się odmieniło – wspominał Henryk Gała w roku 2013. – Żebym nie przenosił się we Wrocławiu do kolejnych, coraz bardziej „luksusowych” mieszkań, żebym nie był skazany na tę jedną drogę, nieco swobodniejszego życia. Łomża była wówczas powiatową mieściną, ale już z pewnym, znaczącym dorobkiem kulturalnym. Przede wszystkim wokół biblioteki, dzięki pani Helenie Czernekowej, powstały towarzystwa naukowe, jak Towarzystwo Języka Polskiego, Towarzystwo Historyczne. Wcześniej istniało już Łomżyńskie Towarzystwo Naukowe. I to był już taki ponadpowiatowy dorobek, wynikający z pewnych, dawnych dokonań w carsko – gubernialnej Łomży. Drugim bardzo znaczącym elementem tej ponadpowiatowości było Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Łomżyńskiej, ponieważ jego członkami byli profesorowie, działacze, ludzie znaczący w ówczesnej Polsce. A kiedy przyjechałem tu na imprezę literacką, zaproszony przez wojewodę łomżyńskiego Jerzego Ziętarę, uderzyło mnie to, że istnieje tutaj takie właśnie towarzystwo, jakich w kraju były wtedy setki, ale z którego opinią liczą się władze wojewódzkie! Wpływał na to autorytet członków TPZŁ, dzięki czemu miało ono pewien wpływ nawet na partyjne rządy. Były to więc dwie rzeczy, dzięki którym można było powiedzieć, że Łomża nie była wtedy takim tuzinkowym, powiatowym miasteczkiem. Natomiast reszta rzeczywiście była po prostu biedna. Dlatego Święto Kultury Staropolskiej, które wtedy odbywało się w Łomży, było takim hasłem, jak gdyby do skoncentrowania wszystkich sił, aby tę Łomżę pokazać gdzieś dalej, niż tylko w najbliższej okolicy. Łomży oczywiście przeszkadzało cały czas, że nie umiała pokłonić się na wschód, to znaczy w stronę Białegostoku i grawitowała raczej na południowy zachód, w kierunku Warszawy, co było zarówno ludzko jak i historycznie głęboko uzasadnione. I przyjechałem do miasta, w którym jedno z dwóch kin, „Millenium”, było jeszcze ogrzewane piecem kaflowym, o którym niewiele słyszałem i wiedziałem.
Pionierskie czasy łomżyńskiej kultury muzycznej
Henryk Gała sprostał nowym wyzwaniom, a w pracę na rzecz swego nowego miejsca na ziemi zaangażował się z pełnym przekonaniem. Przybył wszak do miasta, które jeszcze rok wcześniej było powiatowym miasteczkiem jakich wiele: bez żadnych większych przejawów życia kulturalnego, gdzie kontakt z kulturą i sztuką ograniczał się do okazjonalnych koncertów czy spektakli w Powiatowym Domu Kultury. Był jednak sprzyjający klimat dla rozwoju kultury ze strony władz wojewódzkich, z czego przybysz z Wrocławia skwapliwie skorzystał. Dlatego Henryk Gała nie był długo wicedyrektorem Wydziału Kultury i Sztuki w Urzędzie Wojewódzkim, zakładając najpierw Łomżyńskie Towarzystwo Muzyczne, którego został prezesem, a jesienią 1977 roku doprowadził do powstania orkiestry kameralnej. Po dwóch latach została ona upaństwowiona, stając się Łomżyńską Orkiestrą Kameralną i poprzedniczką Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego. Dalsze efekty pracy Henryka Gały na muzycznej niwie w Łomży to rozwój, istniejącego do dziś, Społecznego Ogniska Muzycznego oraz utworzenie w PSM II stopnia, co zaowocowało kadrą szkoły i muzykami orkiestry pochodzącymi z Łomży.
– Był to początek 1977 roku – wspominał Henryk Gała. – W zarządzie Towarzystwa Muzycznego zebrało się kilka osób i zaczęliśmy z taką nieufnością, bo przecież oni mnie nie znali, układać jakiś plan działania. Były różne pomysły i coś się działo. Przede wszystkim zależało nam na podniesieniu poziomu zajęć w ognisku muzycznym. I jesienią 1977 roku zjawił się kolega Waldemara Szpalińskiego, koncertmistrz Filharmonii Białostockiej, Mieczysław Szymański z propozycją, żeby założyć w Łomży orkiestrę kameralną. Wojewoda Cłapka zadzwonił do mnie z tą informacją i ogromnie się ucieszyłem! Zaczynaliśmy z importowanymi muzykami, których w Białymstoku był wtedy nadmiar. Od razu założyliśmy, że to będzie zespół przy Towarzystwie Muzycznym, ale zawodowy, były już wcześniej takie precedensy, istniały nawet w Europie. Wojewoda Cłapka działał szybko i zadzwonił do ministerstwa, jaka jest możliwość przyznania etatów dla naszej orkiestry. Na początek udało się załatwić 11 etatów i już była możliwość powstania zawodowej orkiestry kameralnej. A powołanie do życia, w głębi nadnarwiańskich bagien, zawodowej orkiestry kameralnej argumentowaliśmy tym, że dzięki tym muzykom będzie możliwość podniesienia poziomu nauczania w szkole muzycznej, bo trzeba ich było gdzieś zatrudnić. Dzięki temu przyznano tych 11 pierwszych etatów, a potem, stopniowo, kolejne. Muzycy mieli edukować młodzież tak, aby z czasem młodzi muzycy z Łomży zaczęli grać w orkiestrze, co już zresztą od dawna ma miejsce. I takie są okoliczności faktograficzne powstania Łomżyńskiej Orkiestry Kameralnej, działającej z ogromnymi sukcesami do dziś, Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego.
Teatr w Łomży? Proszę o tym zapomnieć, to nie wypali!
W latach 80. Henryk Gała nie przestał pisać, sporo też publikował w lokalnej prasie, np. tygodniku „Kontakty”, miał też jednak świadomość, że w Łomży brakuje jeszcze teatru, choćby lalkowego. Udało się go założyć w roku 1987, czasach szalejącego kryzysu, bardzo trudnych dla kultury.
– Do orkiestry wówczas brakowało w Łomży do kompletu drugiej wielkiej domeny sztuki jaką jest teatr – wspominał Henryk Gała przed ośmiu laty. – I pomyślałem, że można spróbować z teatrem, w czym pomogło mi dwóch ludzi życzliwych sztuce: ówczesny wojewoda łomżyński Marek Strzaliński i wiceminister kultury, wcześniej wicewojewoda łomżyński, Kazimierz Cłapka. Z ich pomocą udało się zaszczepić w Łomży sadzonkę teatru. Udało się założyć teatr na zasadach znacznie bardziej szalonych niż organizacja orkiestry, bo powołanie pierwszego zespołu kameralnego poprzedziło założenie Towarzystwa Muzycznego w Łomży. Tutaj natomiast nie było nic. Wojewodzie przyniosłem program teatru na stronie maszynopisu i po 15. minutach rozmowy na tematy organizacyjno–ekonomiczne powiedział: dobrze, robimy to. Zadzwoniłem też do wiceministra, który powiedział: co będę mógł, to pomogę. Wszystko zaczęło się w maleńkiej salce z małą sceną. Udało mi się skaperować Tomasza Brzezińskiego, który był wtedy dyrektorem teatru lalek w Zielonej Górze. I od podstaw stworzyliśmy mały teatrzyk lalkowy dla dzieciarni, bo to jest bardzo pociągające dla aktorów. Udało mi się też zatrudnić zespół techniczny, od którego również bardzo wiele zależy. I zaczęliśmy w tej salce grać, ucząc dzieci teatru. Jednocześnie, aby nie stał się to najgorszy z możliwych teatrów – teatrzyk prowincjonalny w niedobrym rozumieniu tego słowa – przyszła mi do głowy idea zrobienia jakiegoś festiwalu, spotkań ludzi teatru – festiwalu „Teatru w walizce”. I tak pół roku po uruchomieniu teatru ruszył ten festiwal. Myślę, że te moje pięć lat w „strychowych” warunkach zawarły w sobie wystarczająco dużo zachęt, aby teatr istniał dalej. I to się pięknie toczy dalej w siedzibie, którą wywalczył obecny dyrektor Jarosław Antoniuk. Dzięki swoim niewątpliwym uzdolnieniom wszedł on w festiwalowy obieg europejski i wspaniale rozwija to, co kiedyś zacząłem i z tego ogromnie się cieszę!
Poeta, pisarz i dramaturg i człowiek spełniony
Będąc już emerytem Henryk Gała w żadnym razie nie zwolnił tempa literackiej pracy. Regularnie wydawał kolejne książki „Gdzie rzeka zawiła”, „Czwarty dzwonek”, „Złudzenia ontyczne”, „Nie po kolei” z nowymi wierszami i dramatami. Obchodził kolejne jubileusze twórczości artystycznej, był solistą-autorem podczas poetyckiego koncertu „Kobiety poety” z orkiestrą Filharmonii Kameralnej. Na jubileusz swego 80-lecia i w roku 40-lecia orkiestry przygotował z nią koncert „Chwila nieustająca”, łącząc swe dwie największe pasje: poezję i muzykę.
Wiosną 2019 roku wydał kolejną książkę. „Połowa chwili”, zawierającą najnowsze wiersze, dramat „Manebo”, niewiersze i autobigraficzny esej. Już podczas jej promocji w MDK-DŚT mówił, że jest to najprawdobniej jego ostatnia książka, zdawał sobie już bowiem sprawę ze stanu swego zdrowia.
– Jestem już przecież w wieku, który ma dużą swobodę w wyborze finału, tak bym to określił – podkreślał latem ubiegłego roku, nie kryjąc, że finał Jego choroby może być tylko jeden.
Doczekał jeszcze bibliofilskiego wydania poetycko-fotograficznego albumu „Wiersze niedzielne“, zbierającego Jego wiersze publikowane regularnie w sieci. Mimo choroby nie przestał udzielać się publicznie: był choćby w październiku ubiegłego roku uczestnikiem Miłoszowskiej Sesji Literackiej, a do tego inicjatorem ufundowania tablicy upamiętniającej pobyt poety-Noblisty w Łomży. Po raz ostatni wystąpił publicznie podczas grudniowego XIII Konkursu Recytatorskiego „Strofy znad Narwi” Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Łomżyńskiej, który z inicjatywy Zygmunta Zdanowicza, prezesa Zarządu Głównego TPZŁ, nosi obecnie nazwę „Strofy znad Narwi z Henrykiem Gałą”. – To jest taka rzecz, której jeszcze nie przeżyłem do końca i chociaż nie jest to Nobel, ale jest to coś bardzo ważnego – mówił wzruszony Henryk Gała. – Bardzo ważnego, bo podkreślającego mój związek z tym miejscem, co jest bardzo istotne.
Wojciech Chamryk