z szuflad dzieciństwa wyciągamy
te wszystkie swoje żale
które owijamy wokół oczu
coraz bardziej ślepi
coraz bardziej niewidomi
poruszamy się we mgle własnego zamknięcia
jest nam czasem zimno czasem gorąco
ale w zasadzie nijak kreśli ramy zwierciadła
a w nim dostrzegamy
wszystkie minione zdarzenia
wymykamy się dyskretnie
znając już swój los
który jak każdemu przyniesie na schody martwego ptaka
trofeum nasycenia
choć może kiedyś na śniegu
dojrzeją poziomki