Jaki błąd popełniamy? Chcemy zmieniać świat. Świat się na nas obraża. My obrażamy się na świat i tak trwa, w najlepsze, ta zabawa. Zabawa w chowanego. Dawna anegdota traktuje o właścicielu lokalu, któremu ktoś doradzał, aby zmianę świata rozpoczął od zakupienia lepszego koniaku do tego lokalu. Zwłaszcza, że był jego właścicielem. Jest w tym wiele mądrości. Pełnia prawdy jest jednak zawsze wielopłaszczyznowa. Receptą na szczęście jest duchowe bogactwo. Nie ma i nie będzie owego bez czytania książek. Ten truizm jest dziś czasem omawiany, zwłaszcza przez twórców. Czytelnictwo rozwija wyobraźnię, zaciekawienie światem i drugim człowiekiem, naturą i mechanizmami jej towarzyszącymi. To wszystko wiemy. Czy można zatem nazwać zakamuflowanych bądź jawnych antagonistów czytelnictwa „głupimi”? Czy nasz higieniczny świat nie oburzy się na takie dictum i nie określi nas mianem brutalnych? W dobie powszechnej tolerancji – nawet dla głupoty… A przecież jeśli ktoś czytać przestaje – uwstecznia się w swoim świata oglądzie, ogranicza to duchowe bogactwo, które miał rozwijać. To chyba oczywiste. Zatem czy wolno nam napominać innych?
I tu padnie odpowiedź, że nie. Dlaczego? Z szacunku dla drugiego człowieka…
Coś w tym jest. Powstaje jednak jedno poważne zastrzeżenie. Znamy sytuację, że owi nieczytający butnie głoszą, że w czytaniu sensu nie widzą, a uważają się za wykształconych, edukowanych i światłych – słowem, są elitą. Mają kulturę, mają do niej dostęp, są zadowoleni z oferty na zasadzie namiastki, zaspokajają potrzebę i nie widzą problemu. To właśnie jest największy problem – wręcz geneza spadku czytelnictwa. Głoszone poczucie, że czytanie nie jest takie najważniejsze. Medialnie stawiani na piedestałach, błaznujący na szklanym ekranie tak właśnie często czynią. Ogranicza to chęć podjęcia wysiłku intelektualnego. Wybiera się wtedy zaspokajanie potrzeb ciała, rezygnując z potrzeb ducha. To z pewnością: łatwiejsze, milsze, przyjemniejsze.
I faktycznie – nie jesteśmy powołani czy ustanowieni do nawracania tego narodu. Nasza misja dziejowa jest dziś śmiechu warta. Nie przebijemy się do świadomości społecznej tak dziś nachalnie zawłaszczonej przez komunikację z użyciem nowych technologii. Nasz głos o czytelnictwo jest głosem zakrzyczanym, głosem stłumionym oraz zdławionym zgiełkiem i najprostszą rozrywką. Możemy sobie gadać zdrowo, napominać, udowadniać – naprzeciwko stoją zaopatrzeni w wyrafinowane narzędzia nowocześni ludzie wizji i woli. Zwycięstwa piękna zewnętrznego, form idealnych, powierzchniowych, wymuskanych plakatowo wręcz zredukowanych do – li tylko ponętnego wizerunku.
Po co nadal popełniamy ten błąd krzyku o bogactwo ducha? Bo wiemy, że przynosi ono poczucie – graniczące z pewnością, że nigdy nie odczujemy nudy. Mam nieodparte wrażenie, że całą gamę współczesnych rozrywek wytwarza się dla uśmierzenia nudy, która jest pokłosiem właśnie braku rozwiniętych zwojów mózgu czytelnictwem. Od kiedy bowiem wynaleziono druk, księga stała się najlepszym przyjacielem człowieka. Kiedy nastąpił ten moment, że księgę zastąpiła wizja obrazu? Co przegapiliśmy? Przeoczyliśmy … Straciliśmy …
Czy nie jest to redukcja intymności, tego powolnego wnikania w słowa i ich sens, znaczenie i opowieść? Może dziś intymność kojarzy się ze sferą erotyczną, bieliźniano-cielesną czy tylko dotykalną albo widzialną. Wyobraźnię zawłaszczył wszechobecny obraz, który jest na wyciągnięcie ręki, kliknięcie klawisza, dostępny na zawołanie. On zaspokaja potrzebę wyobraźni. I kreuje wyobraźnię następstw przyswajania owych obrazów. Cała reszta jest już tylko efektem. A skoro tak jest, to po cóż czytać. Łatwiej obejrzeć. Odpowiem wam. Samo obejrzenie nigdy nie wyzwoli takiej aktywności myślenia i jego rozwoju jak „podany na tacy” obraz. W tym serwilizmie obrazkowym jest jakaś bierność, statyczność. Po setnym, czy nawet tysięcznym obrazie narasta przyzwyczajenie, stępienie percepcji i osłabienie doznania. Takiej reakcji nigdy nie ma przy książce. Nasz mózg został jakoś tak stworzony, że kiedy używamy go sami, często i bez zbyt wielu bodźców zewnętrznych rozwija się wtedy dynamicznie i bogato. Nie wiemy dlaczego tak jest… ale tak jest.
Czy popełniamy zatem błąd chcąc przekazać to innym. Chcąc, jak to dziś powiedzą – „uszczęśliwić ich na siłę” – dzieląc się bogactwem, którego sami doświadczamy? W atmosferze dzisiejszego świata, gdzie każdy jest samoistną komórką, monadą samostanowienia – tak. To błąd. Naruszenie wolności. Tak rozumianej wolności. Wolności od, w miejsce wolności do. Jak mamy zmienić swoją mentalność? Wpisać się w taki właśnie świat – zatomizowanych bytów bez poczucia więzi, zredukowanych jednostek, którymi jednak chce ktoś sterować i manipulować. Przecież producenci zawsze o tym marzą. Producenci? Tak. Jest ich mnóstwo. Kreatorzy logo i produktu. Władcy świata.
Nie znam odpowiedzi. Moja potrzeba czytania zastępuje mi potrzebę pochłaniania obrazów szybko zmieniających się, tak, abym zajął czas. Owszem, mam potrzebę zatrzymania obrazu w fotografii, tak, aby patrząc na nią … no cóż, znów używać mózgu, by myśleć. Myśl jest czymś najwspanialszym we właściwości człowieka w jego człowieczeństwa pełni. A tę myśl tworzy od zawsze słowo. Wierzę w to słowo mocno. Nie potrafię inaczej …