Kiedy barszcz z uszkami został zjedzony, karp odpłynął w czeluściach żołądka, a Słowo stało się Ciałem – nadeszła chwila obumarła – kiełkująca. Domknięta atmosferą Świąt. Jeszcze dźwięcząca w myślach poprzez składane, jak i przyjęte życzenia. Okruchy opłatka leżą na dywanie, spokój Dokonanego gości sercach, a już Nowe domaga się realizacji. Nowe natęża zmysły. Rozkazuje trwać i … kochać. Nakazuje ogarnąć świat, który dostałeś, aby w nim tak wiele dokonać. Czego dokonać? Dokonać Łagodności. Zabrzmieć prawdą, ale i być „wycofanym”, zdystansowanym i roztropnym obserwatorem i uczestnikiem. Wyważyć siły, zamiary, … smakować los. Wytropić sens w gąszczu złudzeń oraz radość z każdego „małego”.
Nie wiemy na ile nasze myśli i słowa działają na innych. Każda chwila zmienia świat. On nigdy nie będzie już taki sam. Kropla drąży skałę i wznieca lawinę. Czasem – często, nie dostrzegamy skutków. A my tak bardzo chcemy czuć efekt. Chcemy następstwa zdarzeń. Kontynuacji. Owocu. Skutku. Zostawmy to Słowu. To niełatwe, choć wykonalne. Pozwólmy Słowu działać. Pozwólmy Mu rozchodzić się Jego Własnym Echem. Na polach nieznanych, nowych, jakże nieskończonych. Bo czyż nie jesteśmy ukierunkowani – jak wszystko na tym świecie – na Nieskończoność. Ona nas drażni, przeraża, by dać nadzieję.
Na sens.