Biadoleniu „za” i … „przeciw”

14 lipca 2015

Może i dobrze, że wyrwałeś mnie Leszku z wakacyjnego letargu. Prawdą też jest, moja skłonność do biadolenia, roztaczania negatywnych scenariuszy oraz zakładania, iż co ma się nie udać – udać się nie może. To, z pewnością też, kwestia strategicznego postrzegania rzeczywistości, wiążąca się choćby z braniem ich pod uwagę w realnej ocenie stanu zastanego. Wejdźmy, tak oto, w obszar „przeciw biadoleniu”…

Oczywiście nie będę sam sobie przeczył, gdyż postrzegam trochę inaczej stan naszego państwa. Moja perspektywa zakłada prawo do domagania się rozwiązań systemowych, jako obywatelowi płacącemu podatki, aby państwo stworzyło warunki i klimat do rozwoju kultury, a w tym zwłaszcza (w omawianym przypadku, który leży nam obu na sercu) czytelnictwa oraz literatury. Narzędziami takimi państwo dziś dysponuje, jak również tożsamą świadomością, czy też sprawdzonymi mechanizmami z innych krajów.

Tyle, że nasze państwo od wkroczenia groteskowej wersji kapitalizmu umyło ręce od spraw kultury – taki jest mój pogląd – i ustami swoich przedstawicieli namawia nas do dobrodziejstw tak zwanej niewidzialnej ręki rynku. To się w przypadku kultury jednak nie sprawdza i nie sprawdziło się nigdzie. W większości krajów rozwiniętych kultura posiada mecenat – zarówno państwowy, jak i prywatny, w różnych proporcjach, acz wszędzie systemowo wspierający możliwości korzystania z mecenatu prywatnego. Nie będę tu, teraz, po raz nie wiem już, który, nudził wykładem z ekonomii, gdyż nie o to chodzi. Ograniczę się do stwierdzenia, że w szeroko pojętej „dobrej atmosferze” dla kultury, mecenat prywatny może liczyć na (bez)kosztowe wsparcie państwa, bądź też z kosztem minimalnym, traktowanym inwestycyjnie, jako opcją dla podniesienia poziomu intelektualnego społeczeństwa, a w efekcie uzyskania większej siły państwa w przestrzeni międzynarodowej jako bytu rozwiniętego, świadomego i najzwyczajniej w świecie – racjonalnego. Tylko takie państwo może: kreować politykę, dokądś zmierzać, jakoś się rozwijać …

Zapewne śpiewam wciąż tę samą pieśń i jestem Leszku tego świadom. Robię to tak jak i Ty. Zapewne też, państwo ma ważniejsze i bardziej fundamentalne sprawy na głowie. Domagam się wszystkiego we właściwych proporcjach. Najpierw realizacja zapisów konstytucyjnych, potem prawnych, a kultura (?) … kultura na mapie „tych spraw” musi mieć pewien inny wymiar postrzegania. A niestety, nie ma. Przykładów (już nie tylko „pisarskich”) znajdziemy tu bez liku – od braku realizacji jakiejkolwiek misji telewizji publicznej, po bezmyślną wyprzedaż „czwartej władzy”, w demokracji określanej statusem wydawnictw prasowych, czy choćby uszczuplania, już i tak wątłych, środków dla bibliotek, domów kultury i innych organizmów pożyteczności publicznej. „Państwo” natomiast bardzo ochoczo znajduje (dużo większe niż wystarczające w zakresie kultury) środki na mnożenie braci urzędniczej (ponoć wymogi unijne), podwyżki diet posłów i ich wydatków w ramach służby społeczeństwu (czytaj – „konsultacje” w luksusowych restauracjach) oraz wznoszenie gdzie popadnie nowych stadionów – wedle zasady „chleba i igrzysk”. Takie „państwo” skazane jest na upadek prędzej czy później i stanie się to, zapewne jednak nie za „naszej kadencji”. Działania te rozsądzi historia. I też nie jestem – wbrew pozorom – zwolennikiem popadania tu w histerię.

Ty, po prostu, chcesz udawać, że tego nie widzisz. Tak Ci wygodnie. Choć widzi to już większość ludzi i nawet wyraża w wielu miejscach (przestrzeni publicznej) – podobnym skąd inąd biadoleniem. Wracając do meritum, ja nigdzie nie napisałem (ba, nawet tak nie pomyślałem) o żadnej centralnej opiece. Wmawiasz mi to od jakiegoś czasu. To już było 30 lat temu i efekt znamy. Właściwie w tej warstwie Twoich zarzutów, czy też uwag – zgadzam się z Tobą. Może razi mnie język – jakieś bazy i nadbudowy – rodem z marksistowskich pogadanek, choć generalnie masz słuszność. Zatem nie stoisz na żadnym innym biegunie i dobrze o tym wiesz. Innym biegunem nazywasz po prostu skalę wartości, które wyznajemy. Nazywasz tym antypody gliny, z której zostaliśmy ulepieni. Bierzesz za dobrą monetę wszystko, co nowe (ze strony „niewidzialnej ręki rynku”), i nam jako „nowe” oferują – tylko jacy „Oni”, kiedy „Onych” już – podobno – nie ma …? Otóż, Leszku, zapewne znów Cię rozczaruję – „Oni” wciąż są. Tylko inni. Zmienili barwy. Z „bazy”, jak wspomniałeś, przekształcili się w ustawione materialnie „zaplecze”. Na „szare eminencje” środowisk – już nie plenarnych, jedynie, a może aż, tylko biznesowych (choć nie tylko) – na nowe, tak zwane, elity, które chcą się tak czuć, byle bez książki, bez wysiłku, bez „zobowiązań intelektualnych”. Z nimi tak trochę walczę, ale i usiłuję ich zrozumieć – po tych wszystkich latach „urawniłowki”, socjalizmu z ludzką twarzą i kastracji idei (nawet w komitetach lat 70tych) – sami nie czytają, acz „inwestują” w pewnym sensie w młode pokolenie. Jak inwestują? To wszystko dość skomplikowane i niejednorodne. Acz ciekawe. Żywa socjologia żywego społeczeństwa doby transformacji. Tyle, że w wielu aspektach wpadliśmy w kapitalistyczny kolonializm, a można było temu zapobiec.

Nie chcę być Leszku „oczkiem w głowie”. Zgadzam się również z Tobą, że powinienem pisać lepsze wiersze, lepsze teksty publicystyczne, lepsze materiały – niestety – parafrazując klasyka – Walter gra, jak potrafi. Może jeszcze coś tam przede mną?

I to wszystko prawda – „Ranga pisarza, bierze się nie z mecenatu państwa, lecz z książek, jakie pisze.” Moja „ranga” jest niewielka i chyba muszę się z tym pogodzić, że tak pozostanie. Zapewniam Cię, że, ile mi jeszcze sił nie ubędzie, będę pracował nad ulepszaniem warsztatu, nad pisaniem – szczerych – acz ciekawszych wierszy, tekstów, … polemik.

Wziąłem sobie głęboko do serca słowa Adama Zagajewskiego

Tylko w cudzym pięknie
jest pocieszenie, w cudzej
muzyce i w obcych wierszach.
Tylko u innych jest zbawienie,
choćby samotność smakowała jak
opium. Nie są piekłem inni,
jeśli ujrzeć ich rano, kiedy
czyste mają czoło, umyte przez sny.
Dlatego długo myślę jakiego
użyć słowa, on czy ty. Każde on
jest zdradą jakiegoś ty, lecz
za to w cudzym wierszu wiernie
czeka chłodna rozmowa.

Wiem też, że pomimo przeciwności konstrukcji psychicznej, czy też artystycznej, by nie rzec – światopoglądowej – Ty również, święcie wyznajesz tę zasadę, a to dość duża rzadkość, wręcz efemeryda na mapie środowiska literackiego obecnej doby, zajętej mozolnym lansem (brrr…, co za słowo) własnej persony. Właśnie chyba za to Cię cenię, że żyjesz pisaniem o innych. Chyba też głęboko w nich wierzysz. I tutaj pewnie znów Cię rozczaruję. Nawet gdybym potrafił pisać lepiej, ciekawiej, publicznie chłonniej, to przenigdy nie chciałbym pisać jak Zadura, Kaas, Tokarczuk czy Huelle. Bardziej jak Różewicz, Zagajewski, Myśliwski albo – nie przymierzając – Wolski… czy, z młodszego pokolenia – przykładowo Żulczyk. Zapewne też nie chciałbym pisać jak Twardoch. Za ambasadora Mercedesa też dziękuję. (choć rozumiem – z czegoś trzeba żyć)

Nie przykładaj wagi do tych nazwisk, które akurat wymieniłem. Nie są przypadkowe, ale też nie jest to ani „pełna lista”, ani „lista przebojów” – po prostu fragment listy fascynacji. Może i chciałbym pisać jak Ty – z czasów „Fausta”… Dość na tym. Nie przywiązuję się do twórcy, ale tkwi we mnie podziw dla jego dzieła, myśli i idei. Czasem jednak trudno te sprawy oddzielić, kiedy ktoś woła (pisze na Facebooku) … a, mniejsza z tym.

Będę zapewne nadal biadolił. Większość publicystów, których znam, biadoli na jedną modłę, w jednym stylu i w podobnej materii. Tak ich rola. Wyrażają swoje poglądy, dążenia, hierarchię wartości. Takie ich prawo. W ramach lektury sięgam po wyrazistych, kontrowersyjnych, zaangażowanych. Są ciekawsi. Prawda, bowiem, leży w emocjach. Nie w wyrachowaniu. Nawet, jeśli jest to prawda subiektywna, to, po nitce do kłębka, zestawiając wiele takich prawd (poglądów i opinii) subiektywnych można dojść do jakiejś prawdy własnej. Gorzej, gdy się nasiąka nachalną propagandą jednej tylko strony. Ja, przykładowo, z prasy codziennej czytam obecnie dwie gazety – „Gazetę Wyborczą” i „Gazetę Polską”. Telewizji raczej nie oglądam, ale jeżeli już, to konfrontuję wiadomości TVP i TV Republika. Co z tego wynika? Ano nic. Poza tym, że widzę po obu stronach działania ideologiczne. Z tym, że tak zwana prawica, zdecydowanie mniej manipuluje odbiorcą niż media, tak zwane „mainstreamowe” … No i poziom dziennikarstwa jest inny. Więcej o tym się działo na świecie dowiesz się z Republiki, niż z TVP, gdzie z kolei więcej dowiesz się gdzie i z kim zapodział się jakiś celebryta oraz dokąd tym nieszczęsnym Pendolino dotarła Pani Premier… Czy z tego wyłania się prawda „o kocie”? I tak i nie. Niestety. To jednak, już inny temat.

Zapominasz w tym wszystkim o jednym. O pewnym „namaszczeniu” światopoglądowo poprawnym znajomego królika. O mechanizmie „inwestowania” w autora, które w naszym kraju jak najbardziej funkcjonuje. (zresztą w każdym kapitalistycznym tak jest – z różnicą, że Tam bardziej patrzy się na to, co autor napisał, a nie kim byli jego rodzicie, ciotki, pociotki, albo kogo ona zna, czy też z kim toasty wznosił). Zapominasz o „świętym podziale”, o tym, że nigdy nagrody z jednego środowiska nie otrzyma przedstawiciel „tamtego” środowiska – podaj, choć jeden przykład, że ktoś na przykład z ZLP został wyróżniony Nike, czy inną nagrodą „tamtych”… Zatem, obozy „my” i „oni” nadal działają. Tych czynników jest więcej, ale w Polsce, bardziej niż gdziekolwiek indziej rządzi kasa, jak i jej „źródła” pochodzenia. Żeby nie było – nie siebie mam na myśli. Ja nie odczuwam jakiegoś poszkodowania w tej materii. Czasem coś gdzieś wyślę, czasem (częściej) nie wysyłam. Są lepsi. Tyle, że ci lepsi – jak namacalnie widzę – są równi i równiejsi. To takie klasycznie polskie. I chyba obecnie i unijno-europejskie… W Ameryce – nie do pomyślenia. (choć absolutnie mi tu nie chodzi o jakieś wychwalanie Ameryki). Obserwuję oto owe targowisko próżności, malutkie szambo naszego grajdołka, nasz zaścianek, który przecież ma olbrzymi potencjał, o którym słusznie wspominasz, ale jest on właśnie trwoniony przez cały ten chory system, chorej mentalności. Wyolbrzymiam (biadolę) te wady, mankamenty, brak sprawiedliwości merytorycznej, po to, aby się nad tym zastanowić, coś zmienić, przemodelować – stany i myślenie. I nie mówię tak – wszystko jest źle, bo to nie jest do końca prawda. Nie wszystko jest źle. Tyle, że w kwestii kultury, niestety, upadliśmy nisko, choć, da się spaść jeszcze niżej. Wystarczy popatrzeć na niektórych tegorocznych maturzystów. Czy czeka nas kraj kontrastów intelektualnych? Jak najbardziej.

Można temat rozwijać, tylko po co? Warto zająć się lekturą. W sumie przecież – mamy co czytać.

Pozdrawiam Cię Leszku.

Andrzej

Wykorzystanie zdjęć lub tekstów bez zgody autora zabronione

Projekt i realizacja: agencja interaktywna futuresystems.pl